Idealna niedoskonałość

Idealna niedoskonałość

sobota, 8 października 2016

XXXVI. Zostaniesz ojcem. Epilog.

Niecały rok później...

Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Uroczystość miała odbyć się w Bielsku. Nie widzieli innej możliwości. Marzyli o skromnym ślubie w bielskiej katedrze, przyjęciu w gronie najbliższych, wspaniałej podróży poślubnej. Marzyli o sobie. Całe życie czekali na to, by siebie spotkać i powiedzieć sobie, że w końcu trafili na odpowiednią osobę... Został zaledwie tydzień. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Suknia wisiała w domu rodzinnym Gabrieli, obrączki schowane były głęboko w szufladzie starej komody państwa Włodarczyków. Ślub zaplanowany był na ostatnią sobotę sierpnia.
W środowy wieczór widzieli się po raz ostatni... Dali sobie wyzwanie - do tego wielkiego dnia musiały wystarczyć im tylko telefony. Stali na podjeździe przed domem rodziców Gabrieli. Wojciech trzymał delikatnie policzki dziewczyny i złożył na jej czole delikatny pocałunek.
-Za cztery dni i jakieś dwadzieścia godzin będziesz już tylko moja... - szepnął.
-Jestem tylko twoja od ponad trzech lat, panie Włodarczyk.
-Dobrze, pani Włodarczyk. - uśmiechnął się ciepło. - Przećwiczymy?
Gabriela mruknęła przed nosem, a chwilę później z telefonu siatkarza popłynęło ich ulubione Karmelove i przytuleni stawiali małe kroki w rytm muzyki. Na zewnątrz się szarzało. Z kuchennego okna, wybiegającego przed dom, przyszłym małżonkom przyglądali się rodzice Gabrieli. Na koniec tańca Wojciech złożył na ustach szatynki namiętny pocałunek i skierował się do furtki, za którą stał jego samochód.
-Do soboty, przyszła żono!

Po godzinie był w domu. Na tarasie zastał rodziców pijących herbatę. To był ich rytuał. Nie było wieczoru bez wypicia jej w swoim towarzystwie. W duchu pragnął, by jego małżeństwo z Gabrielą było takie, jak jego rodziców. Idealne. Zgodne. Trwałe. Podziwiał ich. Byli jego wzorem.
Leniwie oparł się o uchylone tarasowe drzwi i patrzył, jak ojciec czule całuje w skroń jego mamę.
-Kocham was. - powiedział cicho.
Rodzice odwrócili się w jego stronę, a na ich usta wpłynął delikatny uśmiech.
-Jesteś głodny? - zapytała pani Dorota, kiedy Wojtek usiadł na dużym wiklinowym fotelu. - Kolacja jest w kuchni...
-Dziękuję, jadłem z rodzicami Gab. Czy to normalne, że niesamowicie się boję?
Pan Henryk zaśmiał się tylko głośno.
-To nic dziwnego, synu... Pierwszy raz się żenisz...
-Pierwszy i ostatni, tato. Pierwszy i ostatni.

-O której wyjeżdżasz w piątek do Andrychowa? - zapytała Antonina, siadając obok Kamila.
-Około szesnastej, może siedemnastej... - odpowiedział, zerkając na blondynkę znad swojego telefonu. Stała przed nim w koszulce z osiemnastką. Wyglądała w niej pociągająco. Mimo że między nimi było dobrze już od prawie roku, dopiero teraz Kwasowski zrozumiał, że wszystko zaczyna się układać. Chciał tak jak Wojtek - stanąć kiedyś z Iwanowną przed ołtarzem i wypowiedzieć słowa przysięgi małżeńskiej patrząc prosto w jej oczy.
-Podrzucisz mnie do Gab? Nie opłaca mi się brać swojego samochodu...
-Tak, jasne...
-Kocham cię.
I wiedział, że było to w stu procentach szczere.

Suknia od kilku dni wisiała już na klamce szafy, buty stały tuż pod nią. Gabriela siedziała na dużym łóżku w swoim dawnym pokoju i zaczarowana wpatrywała się w śnieżnobiały materiał nie mogąc uwierzyć, że następnego dnia wychodzi za mąż. Wojtek był spełnieniem jej najskrytszych marzeń i do teraz nie mogła zrozumieć jak kiedyś mogła posunąć się do tego, by aż tak go zranić...
Wzięła z szafki nocnej czarną ramkę w której znajdowało się ich wspólne zdjęcie. To, które zrobił Kamil, podczas gdy Włodarczyk oświadczał się jej klęcząc w morzu. Wspomnienia wróciły. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie. A następnego dnia, miała być jeszcze szczęśliwsza.
Stanęła przed wąskim lustrem i dotknęła podbrzusza...
-Masz wspaniałego tatusia...
W tym samym momencie usłyszała dzwonek do drzwi, a po chwili rozmowę jej mamy z Antoniną. Wyszła z sypialni i natknęła się na przyjaciółkę obładowaną małą walizką, pokrowcem z sukienką i przewieszoną przez ramię sportową torbą z logo BBTS-u.
-A ciebie kto napadł? - zaśmiała się Husko widząc stan fizyczny Tośki.
-Ty i Wojciech. Jakieś trzy miesiące temu. Wręczając zaproszenie na ślub. Boże...
-Co się stało? - zapytała szatynka i zamknęła drzwi.
-Za każdym razem, gdy ją widzę... - wskazała na suknię ślubną. - mam ochotę się poryczeć. Tak się cieszę twoim szczęściem, Gab!
-Ty mi lepiej mów, jak z Kamilem.
-Jest dobrze. Naprawdę jest dobrze. Cieszę się, że wszystko jest w porządku. Matka się nie odzywa, skończyła, chyba odpuściła. Nie wiem, co u Borysa. Nie obchodzi mnie to. Mam nadzieję, że będzie siedział w tym więzieniu do końca swoich dni. Ostatnio tata przyleciał z Petersburga. W końcu poznał Kamila. Jest idealnie.

Kamil zatrzymał się na podjeździe domu rodzinnego Wojtka. Przyjaciel od razu zszedł ku Bielszczaninowi i pomógł zabrać bagaże. Przy furtce zastał uśmiechniętego od ucha do ucha Kwasowskiego. Wiedział, że za tym uśmiechem nie stoi tylko jego ślub z Gabrielą, ale także dobre relacje z Antoniną. Cieszył się szczęściem przyjaciela i miał cichą nadzieję, że niedługo i on się oświadczy.
-Jak samopoczucie przed stratą wolności? - zapytał przyjmujący BBTS-u.
-Szczerze? Nie mogę się już doczekać... Chodź.

Przyjaciel poprawił kołnierzyk jego koszuli. Śnieżnobiała mucha, spoczywająca na śnieżnobiałej koszuli, dodawała mu uroku. Czuł się wyjątkowo. To był jego dzień. Jego i Gabrieli. Głęboko westchnął patrząc na Kamila i ruszył w kierunku ołtarza. Po chwili w drzwiach katedry pojawiła się Ona. Wyglądała zjawiskowo... Prowadził ją tata. Już za kilka chwil miał oddać ją w jego ręce. I mieli stać się małżeństwem. Nieprawdopodobne.
-Wojtku... Dbaj o nią. - usłyszał po chwili.
-Będę jak najlepiej tylko potrafię.

-I ślubuję ci miłość, wierność i  uczciwość małżeńską...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...

Zastała go przed budynkiem. Siedział na małych schodkach, białą koszulę miał podwiniętą do łokci, widocznie się nad czymś mocno zastanawiał. Jego wzrok był taki... nieobecny. Przysiadła obok niego i spojrzała na niewyraźną twarz.
-Kwasu... Co jest?
-Hm? Nie... Nic. Myślę po prostu.
-Widzę, że coś cię gryzie.
-Tak się zastanawiam, ile musiało się stać, żebyśmy wszyscy byli teraz w tym miejscu... Gab, przepraszam cię.
Husko, a raczej już Włodarczyk, przymknęła oczy i oparła głowę o ramię przyjaciela.
-Wiesz... Może gdyby nie to, nie siedzielibyśmy tu teraz? Pomyśl na to od innej strony, tej lepszej...
-Kocham ją. Jest dla mnie najważniejsza i chciałbym, żeby nasz związek przeszedł na wyższy etap.
-To na co czekasz?
W tym momencie Kwasowski wyjął z kieszeni spodni czerwone pudełeczko i otworzył je przed Gabrielą. Oczy szatynki powiększyły się.
-Pędź do niej! - zganiła go.
Przyjmujący tylko szeroko się uśmiechnął i poderwał się biegnąc w kierunku sali.

Wszyscy zaproszeni goście skupili się na stojącym na środku Kamilu. Antonina stała w rogu i wysyłała nieme pytające sygnały. Kwasowski poprawił włosy, a w tym czasie Wojtek podszedł do Gabrieli i zapytał, co jest grane.
-Zaraz zobaczysz.
-Proszę wszystkich o uwagę... Proszę mi wybaczyć to, co właśnie robię, ale jeśli tego nie zrobię, będę miał do siebie żal do końca życia. Włodiego poznałem jakieś dziesięć lat temu... i szczerze? Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, pomyślałem, że jest niezłym debilem. Sorry, Włodi. - dodał, widząc minę przyjaciela. - Ale proszę mi uwierzyć, wystarczyła chwila, żebym wiedział, że to przyjaciel na śmierć i życie. Gab poznałem za dzieciaka. Była zdecydowanie damską wersją mnie, rozumieliśmy się bez słów. Wystarczyło jedno spojrzenie i wybuchaliśmy śmiechem myśląc o tym samym. Z resztą... do dziś tak jest. Różnie między naszą trójką bywało, działy się różne rzeczy, o których najlepiej zapomnieć, ale nie wmówicie mi, że nie maczałem paluchów w tym, że teraz jesteście tu razem... jako małżeństwo. - uśmiechnął się szeroko do młodej pary. - I pozwólcie mi, że i ja wykonam dziś ruch w stronę lepszego jutra. Bo to dzięki wam poznałem kogoś, kto zmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Ktoś, kogo kocham nad życie i ktoś, bez kogo nie wyobrażam go sobie dalej. Tosiu... - podszedł do Iwanownej i chwytając jej delikatną dłoń wprowadził na środek sali, a po chwili uklęknął przed nią trzymając w dłoni otwarte pudełeczko. - Wyjdziesz za mnie?
Kazanka zakryła usta dłońmi. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Tyle osób na nią patrzyło! W jej sercu wybuchło tysiące fajerwerków.
-Pozwól mi stać się najszczęśliwszym facetem na całym świecie...
-Oczywiście, że tak!

Widok szczęśliwej Tośki i szczęśliwego Kamila był dla świeżo upieczonych małżonków uroczy. Cieszyli się ich szczęściem, byli przecież ich przyjaciółmi.
-Pierwsza cudowna wiadomość: pobraliśmy się. - zaczął wyliczać siatkarz. - Druga: Tośka i Kwasu w końcu są na dobrej drodze... Chyba nie może być lepiej...
-Jest jeszcze trzecia wiadomość...
Włodarczyk zrobił zdezorientowaną miną, a Gabriela ułożywszy dłonie na jego barkach, stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha:
-Rodzina Włodarczyków właśnie się powiększa...
Stał sparaliżowany. Nie mógł powiedzieć ani jednego słowa. Stał tylko i patrzył na Gabrielę z poważną miną. Zaraz później porwał ją w swoje ramiona i mocno przytulił do siebie.
-Ale... jak? Kiedy? Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?
-Dziewiąty tydzień.
-Boże, Gab.... Kocham was!

Odszukał wzrokiem Kwasowskiego. Tańczył z Olą, całkowicie wyłączony z otaczającego świata, o czymś zawzięcie rozmawiali, co chwilę się śmiejąc. Podszedł do przyjaciół i przepraszając dziewczyną Karola, odciągnął przyjmującego na bok.
-Em... Włodi, co jest?
Nie wiedział jak mu powiedzieć...
-Kamil... Zostaniesz ojcem...
Kwasowski zbladł. Nieobecnym wzrokiem wgapiał się w tłum tańczących gości.
-Tosia... - szepnął i pobiegł w kierunku Iwanownej.
-Kawsu! ... chrzestnym!

***

To już koniec. Szkoda, niesamowicie mi szkoda, bo bardzo związałam się z tą historią.
Dziękuję Wam wszystkim, za komentarze, za obecność, za kilkunastokrotne Kiedy nowy?, za bycie po prostu...
I jest też Osoba, której pragnę podziękować nad wyraz.
Win, wiesz, że to do Ciebie.
Bo bez Ciebie Idealni by nie powstali.
Nie powstaliby bez Winiarskiej.
Nie powstaliby bez spisania się.
I mimo że nasze drogi rozeszły się w pewnym momencie Idealnych uważam za NASZE WSPÓLNE dzieło :)

Was, drodzy Czytelnicy, przepraszam za przerwy. Nie będę się tłumaczyć, to bez sensu. I dziękuję Wam za wyrozumiałość :)

Co do spraw technicznych, dokończenie Hipotermii będzie moim definitywnym blogowym końcem.

Wasza Em.












sobota, 23 lipca 2016

XXXV. Kurwa, cykam sie.

*Dziś trochę inna forma. Wyjątkowo.
Najpierw Kamil, potem Wojtek.*

-Tosia, czy to była...? - zapytał zamykając za blondynką drzwi. Spojrzał na Antoninę. Była zdruzgotana. Kwasowski nawet nie wiedział jak się zachować.
-Tak. To była moja matka. Boże, skąd ona wie....?
-Nie czujesz się tu bezpiecznie, prawda?
-Czuję się bezpiecznie tam, gdzie jesteś ty. Ale teraz... Nasze życie już nie będzie takie samo. Ona wie. Będzie nas nachodzić. Nękać.
-Wystarczy twoje jedno słowo i się wyprowadzimy.
-Kamil, proszę cię.
-Jakich ona pieniędzy chciała?
-Nie mam pojęcia, pewnie na dragi albo facetów... Kamil, mógłby tu przyjechać na kilka dni mój ojciec?

Martwił się o Antoninę. Mimo obaw o ich przyszłość, zgodził się, by tata Kazanki odwiedził ich w Bielsku. Jeśli miało jej to pomóc... Nieuchronnie zbliżał się także sezon. Końcówka września była tuż-tuż. Bał się, że może się coś wydarzyć, kiedy jego nie będzie w mieście. Na razie w kalendarzu widniała data 31 sierpnia, a on oprócz Tosi musiał skupić się na pomocy Wojtkowi, bo walizka stojąca w rogu sypialni ciągle o sobie przypominała.

*
-Bielsko uzna to za zdradę.
-Jaką zdradę? Jaką zdradę? - zaśmiał się Piechocki, kiedy Gabriela składała podpis na umowie. - Możesz zacząć od jutra?
-Jak najbardziej.
-Bądź o ósmej. Paula powinna być już wtedy w biurze.

Usiadła na plastikowym krzesełku hali. Cieszyła się z powrotu do Bełchatowa. To był jej drugi dom. Z radością obserwowała przedsezonowy trening chłopaków. Włodarczyk puścił jej z oddali oczko i wrócił do ćwiczeń przyjęcia. Po piętnastu minutach przybił piątkę z Winiarskim za dobrze wykonaną robotę i ruszył w kierunku dziewczyny.
-I jak? - zapytał po przywitaniu się. Gab wyjęła z dużej torby żółtą teczkę z logo Skry. Przyjmujący uśmiechnął się szeroko i złożył na ustach dziewczyny delikatny pocałunek. - Witam w zespole, kochanie.
-Od jutra będziesz miał mnie dość. Będziemy widzieć się w domu, w pracy...
-Zaczynasz od jutra?
Husko kiwnęła twierdząco głową.
-Szybko się ogarnę i jedziemy do domu świętować twój sukces. - ruszył charakterystycznie brwiami.
-Lecz się na nogi, bo na głowę to już za późno Włodarczyk! - zaśmiała się i chowając dokumenty ruszyła w stronę wyjścia z hali.

Stojąc przed hotelowym lustrem przypomniała sobie, jak jeszcze dzień wcześniej Wojtek zaproponował jej weekend nad morzem. Przy zdrowych zmysłach odmówiłaby mu i kazała skupić na przygotowaniach do sezonu, ale... ale to był Wojtek, a jemu zawsze ulegała. W sobotnie południe byli już w Trójmieście.

Usłyszał szum wody spod prysznica. Zebrał wszystkie potrzebne rzeczy, a następnie wybrał numer Kamila. Kwasowski odebrał po dwóch sygnałach i Włodarczyk przekazał mu informację:
-Zaczynamy.
Napisał szybko na kartce Przyjdź na plażę. Tam, gdzie wczoraj i zostawił ją na łóżku, a obok liściku położył herbacianą różę. Cicho wymknął się z hotelowego pokoju. Wsiadł do windy i wybrał poziom 0. Czuł się jak kochanek, który musi uciekać przed wściekłym mężem swojej ukochanej. Wsiadł do samochodu i obrał kierunek kwiaciarni, w której kilka dni wcześniej zamówił ogromny bukiet kwiatów - takich samych, jakie zostawił w hotelu. Kwadrans później był już na plaży. Przywitał się z Kamilem i Antoniną, a następnie dogadali szczegóły.
-... a potem już samo pójdzie.
-Powodzenia, stary! - Kwasowski poklepał przyjmującego po plecach, by dodać mu otuchy.
-Kurwa, cykam się.

-Wojtek... - zawołała z łazienki, ale odpowiedziała jej cisza. Owinęła ciało białym ręcznikiem, nawet się nie wycierając. Zostawiając na podłodze mokre od wody plamy, wyszła do pokoju, ale nigdzie Włodarczyka nie było. Na łóżku leżała natomiast kartka, a obok niej długa herbaciana róża. Gabriela szybko wysuszyła włosy, lekko je pokręciła, zrobiła delikatny makijaż i założyła letnią sukienkę, a następnie, zamykając pokój, ruszyła w kierunku wybrzeża.
Na parkingu nie było samochodu siatkarza. Zaniepokoiła się trochę, ale tak jak napisał Wojtek, zmierzała na plażę. O dziwo, przy morzu było mało ludzi. Zdziwiła się, ale szła dalej. Zauważyła go. Stał na brzegu morza, tyłem do niej, ubrany w koszulę w kratę i brązowe dżinsy. Rękawy koszuli podwinięte miał do łokci, a dłonie znajdowały się w kieszeniach. Tak samo spodnie - lekko podwinięte, by woda nie zmoczyła nogawek. Wiał lekki wiatr, który rozwiewał mu włosy. Zdjęła płaskie sandałki i ruszyła w stronę przyjmującego. Już kilka kroków od niego, poczuła mocne perfumy, które tak uwielbiała. Gdy znalazła się tuż za nim, położyła prawą dłoń na jego ramieniu. Obrócił się delikatnie w jej stronę i uśmiechnął.
-Pięknie, nie? - zapytał.
-Co ty kombinujesz?
Siatkarz stanął bokiem do morza, ciągnąc dziewczynę lekko za dłoń. Woda sięgała im po kostki. Zachodzące w oddali słońce stwarzało klimat, a on tak chciał mieć to wszystko już za sobą. Bał się. Panicznie bał się, że mu odmówi. A tym razem wszystko było już na poważnie.
-Kocham cię, wiesz? - zaczął. - Cholernie cię kocham i boję się, że któregoś dnia cię stracę... Przez własną głupotę, nierozsądek, przypadek.
-Ale.. Wojtek, co jest grane? Po co kazałeś mi tu przyjść...?
Akcja. Czas, start! Włodarczyk zagryzł nerwowo wargę, a po chwili klęknął przed Gabrielą w zimnej wodzie. Dziewczyna zakryła usta dłonią, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. W rękach swojego chłopaka zobaczyła czerwone pudełeczko, w którym znajdował się piękny srebrny pierścionek.
-Tym razem pragnę zapytać na poważnie... Gabrielo, czy zostaniesz moją żoną?
W głowie miała mętlik. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Przez umysł przetoczył się ich cały związek. Początek znajomości, pierwsze kocham cię, pierwszy pocałunek, pierwsza noc, Bełchatów, Lubin, zdrada, ból, ale i miłość, szczęście, radość... Była rozdarta, ale i tak wiedziała, co powie.
-Zostanę.

Wsunął na palec dziewczyny pierścionek, a następnie porwał ją w swoje ramiona i namiętnie pocałował.. I wtedy zdał sobie sprawę, ile ta kobieta dla niego znaczy. Była jego końcem i początkiem... I co on by zrobił bez Jej przemądrzałych słów...
-Gratulacje, misiaczki! - usłyszeli nadchodzącego Kamila.
Husko zdziwiła się na widok Kwasowskiego i Iwanownej. Nie mniej, cieszyła się. Cieszyła się, bo od czasu feralnej zimy, nie widziała się z Kazanką. Antonina przytuliła delikatnie Gabrielę i pogratulowała zaręczyn. Panowie natomiast utkwili w męskim uścisku.
-Tęskniłam za tobą, Tośka.
-Ja za tobą też, Gab.
Dopiero po chwili dziewczyna spostrzegła, że Kamil wręczył duży wiklinowy koszyk bełchatowskiemu przyjmującemu.
-Zdjęcia będą niebawem, a teraz bawcie się. - powiedział z uśmiechem Kwasowski i razem z Antoniną opuścili plażę.
-Kocham cię. - szepnęła w jego klatkę piersiową. - Kocham cię jak wariatka.
-To nie koniec niespodzianek!

Siedzieli na kocu, ich stopy przykrywał piasek, a w dłoniach znajdowały się kieliszki z czerwonym winem. Wojtek założył kosmyk włosów za ucho Gabrieli. Czuł się szczęśliwy. Zostanie jego żoną. Kto by się nie ucieszył?
-Przepraszam... - westchnął, wyciągając telefon. - Muszę się pochwalić, że tym razem było już serio.

I wpis...

POWIEDZIAŁA TAK!
(tym razem już serio)

***

Inna forma niż była do tej pory.
Ale wszystko wróci do normy ;)

Przepraszam, za opóźnienia, praca mnie zalewa.
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest..

Pozdrawiam,
Em.

poniedziałek, 4 lipca 2016

XXXIV. Zawsze w ciebie wierzylem.

-Nie wierzę, że ludzie dali się nabrać. - zaśmiał się, podając Gabrieli kubek herbaty, a następnie okrywając jej długie nogi ciepłym kocem. Był letni wieczór. Temperatura na dworze była dosyć wysoka, ale lekki podmuch wiatru powodował u dziewczyny dreszcze. - Popatrz, wystarczyło jedno zdjęcie, żeby ludzie pomyśleli, że się zaręczyliśmy.
-Może najwyższy czas... - pan Henryk odkaszlnął znad gazety, przypominając Wojtkowi ich ostatnią rozmowę. Przyjmujący spojrzał na niego tylko wymownie dając do zrozumienia, że doskonale pamięta.
Siatkarz ulokował się obok szatynki i opierając głowę na jej ramieniu spojrzał na okładkę książki, którą dziewczyna trzymała w dłoniach. Zawiał chłodny wiatr. Na rękach Gabrieli pojawiła się gęsia skórka, ale brązowooki zaraz potarł przedramiona Husko swoimi rękami.
-Chłodno ci? - zapytał.
-Nie jest źle.
-Tak w ogóle... Kamil się nie odzywa... Śmiesznie tak.
-To znaczy? Co masz na myśli?
-Zawsze utrzymywaliśmy w miarę regularny kontakt... A teraz? Nie odzywa się już przeszło tydzień. Ostatni raz z nim gadałem jak byliśmy we Wrocławiu.
-To może czas najwyższy samemu do niego zadzwonić?
Wojtek spojrzał z wątpliwościami gdzieś w dal. Po chwili poderwał się i chwytając za telefon wybrał numer Kwasowskiego.

-No ja dziękuję, stary, za takie coś. - rzucił z wyrzutem przyjmujący bielskiego BBTSu.
-Ale co ja ci, chłopie, zrobiłem?
-Nie powiedziałeś mi, że masz plan oświadczyć się Gabryśce!
-Ty też? - Włodarczyk wybuchł niepohamowanym śmiechem. - Oj, Kwasu, Kwasu... Ty też dałeś nabrać...
-Co? Ale jak to?
-Oświadczyłem się jej na niby, plastikowym pierścionkiem z automatu. Joke, panie Kwasowski!

Nadszedł sierpień. Dzień wyprowadzki do Bełchatowa zbliżał się nieuchronnie. Lubińskie mieszkanie wcale nie przypominało tego z okresu sezonu. Wszędzie leżały kartony, pudła, worki, walizki, torby, a na domiar złego, Gabriela nigdzie nie mogła znaleźć srebrnego pierścionka, który dzień wcześniej kładła na komodzie.
-Znajdzie się. - zapewniał przyjmujący.
-Położyłam go wczoraj wieczorem tu - wskazała na jasny mebel. - a teraz go nie ma. Raczej nie rozpłynął się w powietrzu.
Włodarczyk dyskretnie zajrzał do swojego portfela, by upewnić się, że biżuteria jest dobrze ukryta. Chciał jej kupić nowy.. zaręczynowy. Tylko, że teraz już taki prawdziwy, a jako facet, skąd miał wiedzieć jaki rozmiar palca ma jego dziewczyna?

Każdy ma jakiś swój drugi dom. Dla niego tym domem był Bełchatów. Mimo że w Lubinie czuł się świetnie, podniósł swoje umiejętności, niemal cały czas grał w pierwszym składzie, pragnął wrócić do województwa łódzkiego. Szeroko uśmiechnął się, gdy wszedł do nowego-starego mieszkania niedaleko hali Energia. Rozglądnął się po salonie, który przeżył niejedną imprezę. Zajrzał do sypialni, która pamiętała pewnie niejedną noc. Poczuł się jak w domu. W końcu.
-Przez ten sezon nikt tu nie mieszkał. - poinformował go prezes Piechocki. - Więc... tak jakbyś wrócił na stare śmieci.
-Cieszę się. Naprawdę dziękuję za zaufanie. Obiecuję, że pana nie zawiodę.
-Zawsze w ciebie wierzyłem. Teraz jest twój czas, pokaż, ile potrafisz.

Gabriela siedziała na kanapie i w międzyczasie przyglądając się Wojtkowi, przeglądała miejscową gazetę.
-Co robisz? - zapytał wkładając teczki z dokumentami do szuflady.
-Szukam pracy. Nie chcę być na twoim utrzymaniu.
Zawahał się. Powiedzieć jej teraz czy czekać na rusz ze strony Piechockiego. Zdecydował.
-Wiesz... Rozmawiałem z prezesem... Zapytał się czy nie byłabyś zainteresowana pracą w marketingu...? Paulinie przydałby się ktoś do pomocy.
-Śmiejesz się teraz czy mówisz poważnie?
-Jak najbardziej poważnie. Zadzwoń do niego.

*

Stanął przed halą pod Dębowcem. Teraz musiało być tylko lepiej. Był tego pewny. Poprawił torbę z logiem BBTS na prawym ramieniu i ruszył w kierunku budynku. Czekał go pierwszy trening przed sezonem. Napawał go optymizm wiedząc, że w mieszkaniu czeka na niego Antonina. Blondynka, kiedy poroniła, rzuciła studia. Po dłuższym okresie czasu, podjęła się pracy. Nic ją już z Wrocławiem nie wiązało. Nic, poza wiszącą na Moście Tumskim kłódką i bolącymi po dziś dzień wspomnieniami. Końcem lipca jej nowym domem stały się bielskie Złote Łany. Trzymała Kamila nieco na dystans, ale pozwalała mu zbliżyć się do siebie. Kochała go. Naprawdę go kochała. W końcu pokochała go miłością bezwarunkową. Taką, która przetrwa wiecznie. Bo jakby nie było, zdała sobie sprawę, że to ona go raniła. Kamil zrozumiał swój błąd, a ta wybaczyła mu, mimo że wbijała kolejne ostrza w jego serce.
-Najlepsza ósemka. To cel na ten sezon. Panowie, dajemy z siebie maksa!
I poszło.

Pochłonęły ją dokumenty z biura, w którym pracowała. Nawet nie zauważyła, kiedy w mieszkaniu pojawił się Kwasowski. Nagle poczuła na swoim karku jego chłodne usta i to wystarczyło, by w jej brzuchu porozlatywało się stado motyli. Uwielbiała, kiedy wcześniej kończył trening i zaskakiwał ją szybkim powrotem. Tym razem postawił przed nią butelkę jej ulubionego czerwonego wina.
-Przecież wiesz, że jutro muszę wcześnie być w pracy... - jęknęła.
-Usiądziemy na balkonie, wypijemy po lampce, a później pójdziemy grzecznie spać. Obiecuję.
Napój powoli znikał z butelki, a słońce zachodziło ponad szczytami Beskidów. Antonina, wtulona w ciało siatkarza, wspominała ostatni rok. Wiele się zmieniło. Wiele wycierpiała. Ale zdała sobie sprawę, że musiała przejść ciężkie chwile, by w końcu być szczęśliwa. Po chwili oboje usłyszeli dzwonek do drzwi. Kamil leniwie wstał z ławki i ruszył do przedpokoju. Twarz kobiety za drzwiami wydawała mu się znajoma, jednak nie potrafił przyporządkować jej do żadnej konkretnej osoby. Kobieta miała na oko pięćdziesiąt lat. Była zadbana, modnie ubrana, a makijaż dodawał jej uroku. Długie blond włosy opadały lekko na ramiona i dopiero kiedy delikatnie odrzuciła je na bok, przypomniał sobie.
-Dzień dobry. Czy zastałam może Antoninę? - zapytała cicho.
-Kamil...? Kto przy... - Tosia lekko wychyliła się z balkonu, ale kiedy ujrzała kobietę, zamarła. - Co ty tu robisz?
-Musisz mi pomóc.
-Ja nic nie muszę. Wyjdź stąd! W ogóle, skąd wiesz, gdzie mieszkam?!
-Potrzebuję twojej pomocy... Potrzebuję pieniędzy.
-Pieniędzy? Na ciuchy, dragi? Może na nowych kochanków?! Borys siedzi w więzieniu, więc nie masz na co liczyć z jego strony, co?!
-Jak to Borys jest w więzieniu?
-Tak to! 
-Tosia... Musisz mi pomóc!

***

Przerwa była dość długa... Najpierw wyjazd nad morze, potem koniec roku szkolnego, teraz tygodniowy obóz... Nadrabiam zaległości.

W tym momencie chciałabym polecić Wam świetny projekt ;)
Wbijajcie na:
TWITTERA - Bliżej Siatkówki
FACEBOOKA - Bliżej Siatkówki

Zachęcam do lajkowania, obserwowania, komentowania i tak dalej ;)
Pozdrawiam!
Em.


niedziela, 12 czerwca 2016

XXXIII. POWIEDZIALA TAK!

Andrychów przywitał ich piękną pogodą. Gabriela szybko wyskoczyła z samochodu i popędziła w stronę małego domu jednorodzinnego, z okna którego już machała jej pani Dorota. Wojtek natomiast zabrał walizki i zostawiwszy je przed drzwiami wejściowymi, udał się do ogrodu, gdzie rządził pan Henryk.
-Dzień dobry, kochanie! - mama siatkarza przywitała Gabrielę, przytulając ją lekko.
-Dzień dobry, mamo.
Pani Dorota zastygła w bezruchu. Po chwili odsunęła się delikatnie od dziewczyny i uśmiechnęła pod nosem.
-Coś nie tak? Jeśli... przepraszam.
-Nie, nie! Po prostu... Cieszę się. Naprawdę cieszę się. A teraz chodź, naleję ci soku i opowiesz mi jak było w Stanach.

-Tato, mamy jeszcze czas. - powtarzał po raz enty odkładając duże ogrodowe grabie na bok. - Poza tym to nie jest jeszcze odpowiedni moment.
-Synu... A kiedy będzie? - pan Henryk spojrzał na Wojtka poprawiając okulary. - Jak uważasz, ale ja myślę, że Gabrysia jest odpowiednią dziewczyną. A ty w końcu mógłbyś się ustatkować. Masz dwadzieścia sześć lat.
-Tato, to nie jest jeszcze czas, by myśleć o ślubie. Ale spokojnie, to Gabi zostanie moją żoną. Nie bój się.

Słońce powoli zachodziło nad Beskidami. Trzymając się za ręce, spacerowali po andrychowskim parku. Po chwili zatrzymali się nad małym stawem i usiedli na ławce.
-Jak miałem może szesnaście lat, zabrałem tu na randkę swoją pierwszą dziewczynę... - zaczął.
-Wow. Ja na pierwszej randce byłam w maku...
Wojtek usiadł bliżej Gabrieli i objął ją ramieniem.
-Zaproponowałbym ci maka, ale najbliższy jest dopiero w Bielsku... - rzucił, czym spowodował głośny śmiech u dziewczyny.
-Nie, obejdzie się. To nie była udana randka.
-Moja też nie była. Wylądowałem o tam. - wskazał ręką na wodę. - Zaczekaj na chwilę.
Po dziesięciu minutach siatkarz wrócił, zasłaniając dziewczynie oczy. Kiedy usiadł obok, spojrzała na niego. Na jego głowie spoczywał wianek zrobiony z kwiatów zerwanych w parku, a na twarzy widniał głupkowaty uśmiech. Po chwili sięgnął po wianek i ulokował go na głowie Gabrieli, a później sięgnął do kieszeni jeansowych szortów.
-Gabrielo, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją królową randek? - otworzył przed Husko kolorowe pudełeczko, w którym znajdował się plastikowy pierścionek z automatu.
-Chyba nie mam wyjścia...
Spoglądała na spokojny profil Wojciecha. Siedział obok niej po turecku i przyglądał się ludziom spacerującym po parku. Gabriela wyciągnęła dłoń ku jego policzkowi i przejechała palcem po jego kości. Zauważyła jak przeszedł go dreszcz, a na rękach pojawiła się gęsią skórka. Pociągnęła delikatnie za jego podbródek i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.
-Kocham cię.

Wianek nadal spoczywał na głowie Gabrieli, wiatr rozwiewał włosy, a uśmiech sam wpływał na usta. Wojciech kroczył tuż obok dziewczyny. Zaraz jednak zatrzymał się obok niej i prosząc jakiego przechodnia o zrobienie zdjęcia, stanął naprzeciw Husko i układając prawą dłoń na jej policzku namiętnie pocałował na tle zachodzącego słońca.

-Popatrz, jakie piękne. - podsunął Gabrieli telefon pod nos, pokazując wcześniej zrobioną fotografię. Gabriela uśmiechnęła się tylko lekko i ułożyła głowę na ramieniu przyjmującego.
Ten tylko wystukiwał coś w komórce, a zaraz później schował go do kieszeni. Zostawił tylko podpis:

POWIEDZIAŁA TAK!

***

Stali wtuleni w siebie, tkwiąc w namiętnym pocałunku, dopóki biała kołdra, otulająca nagie ciało Antoniny nie zaczęła spadać. Iwanowna złapała ją mocniej i wtuliła twarz w tors siatkarza. Ten, natomiast, jeszcze mocniej objął ją i nie puszczał.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak jestem cholernie szczęśliwy. - szepnął wprost do jej ucha.
-A ja cieszę się, że w końcu zrozumiałam, co jest dla mnie, tak naprawdę, ważne. Przepraszam cię, że musiałeś tak długo czekać.
-Na ciebie... mógłbym nawet do końca życia.

Stał wpatrzony w Kazankę, gdy ta starannie dobierała garderobę. Nigdy nie był w stanie pojąć po co kobiety tak długo przygotowują się do wyjścia z domu, ale dla niej gotów był czekać i wieczność. Nie mógł opisać radości, jaka panowała w jego sercu. Szczęście siało spustoszenie w jego duszy. Pragnął tylko jednego - już do końca być przy niej.
-Czarna... - wystawiła w stronę przyjmującego dwa wieszaki z letnimi sukienkami. - ... czy niebieska?
-Kochanie, cokolwiek byś nie ubrała, będziesz najpiękniejsza.
-Nie pomagasz... - westchnęła, kiedy Kamil wziął od niej ubrania i objął w pasie. - Nie wyjdę przecież na ulicę w rozciągniętym dresie...
-Załóż niebieską. - polecił i założywszy za ucho kosmyk jej długich blond włosów, wyszedł z sypialni.
Kazanka z wątpliwościami spojrzała na obie sukienki i głośno westchnęła.
-Jaki z Włodarczyka jest cwel! - Kamil po chwili wrócił do pokoju i podstawił Iwanownej niemal pod sam nos telefon. - Oświadczył się Gab i nic nie powiedział! Nienawidzę go!

Spacerowali przez zatłoczone wrocławskie uliczki. Droga do Hali Stulecia, która była ich celem, zajęła im prawie godzinę. Idąc przez długie tunele między licznymi straganami śmiali się do siebie, lekko machając splecionymi dłońmi, jakby chcąc pokazać, że w końcu się udało. Tak bardzo pragnęli ukazać światu swoją radość!
-Tosia... - złapał jej dłonie i patrząc głęboko w oczy stanął naprzeciw obiektu sportowego. - Nie duś już tego w sobie. Jestem przy tobie i jeszcze nie raz pewnie będzie nam dane tego doświadczyć. Jeszcze będziemy mieć gromadkę takich biegających po podwórku Kwasowskich. No i my. My będziemy państwem Kwasowskimi.

Zatrzymali się na pamiętnym Moście Tumskim. Ich Moście. Kamil z łatwością odnalazł kłódkę z ich imionami. Zdziwił się na jej widok. Jej stan był tragiczny. Antonina nie chciała się przyznać, że wtedy, kiedy znalazł ją tu Wojtek, ona tak po prostu chciała tę kłódkę zerwać. Próbowała na wszelkie sposoby pozbyć się jej z obręczy mostu, jednak na daremno. Teraz było jej poniekąd wstyd przed siatkarzem.
-Wiesz, mam pomysł. - przytulił ją i przyłożył policzek do szczytu jej głowy. - Jutro kupię nową. I napiszemy na niej Tosia, Kamil... i Sasza.

***

Jak końcówka roku? Oceny poprawione?
Żeby Was troszkę zmotywować do pracy już na samym finiszu, podsyłam parę zdjęć z moich krótkich wakacji.
Co jak co, ale Bałtyk i Trójmiasto są piękne.

*Blogger jak Facebook - niszczy jakość zdjęć*

Pozdrawiam serdecznie!
Em













czwartek, 26 maja 2016

XXXII. Teraz, Wlodi, chyba mnie rozumiesz, nie?

Samolot wylądował na płycie warszawskiego lotniska. Piętnaście minut zajęło Gabrieli i Wojtkowi wyjście z samolotu, a kolejne pół godziny przechodzili przez terminal. Odebrali walizki i udali się w stronę hotelu, w którym mieli rezerwację. Piątek mieli spędzić w stolicy, natomiast w sobotę w południe mieli zamiar wyruszyć na Dolny Śląsk. Po zameldowaniu się w hotelu i odebraniu klucza do pokoju, ruszyli na ósme piętro budynku, skąd mieli doskonały widok na panoramę Warszawy.
-Padam na ryj. - westchnął siatkarz, odkładając walizkę po szafę, a później kładąc się na ogromnym łóżku.
-Zdrzemnij się, ja idę pod prysznic.
-Pod prysznic? - Włodarczyk ożywiony podniósł się szybko na łokciach.
-No tak, co w tym dziwnego?
Wojtek spojrzał na dziewczynę z chytrym uśmieszkiem. Husko już wiedziała, co krąży po głowie przyjmującego. Zwinęła szybko koszulkę siatkarza i czystą bieliznę i skierowała się do łazienki. Włodarczyk ruszył w pogoń za nią, ale szatynka zdążyła zamknąć się w pomieszczeniu.
-Ej! - zawołał waląc pięścią w drzwi.
-Też cię kocham!

Nie minęło pięć minut, a telefon siatkarza zaczął wibrować. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Kamila i już po chwili połączenie zostało nawiązane. Wojtek przyłożył komórkę do ucha i przyłożył głowę do białej poduszki.
-Siema, siema! Już w kraju?
-Ja... Jesteśmy już w hotelu.
-Jak było? Opowiadaj! - Kwasowski zaśmiał się do telefonu.
-Serio zajebiście! Stary, następnym razem jedziesz z nami.
-Długo zostajecie w Warszawie?
-Niee, do jutra. W poniedziałek na dziewięćdziesiąt procent będziemy w Andrychowie.
-To widzimy się?
-Innej opcji nie ma. Kwasu, odezwę się później, okej?

Trasa Warszawa-Wrocław ciągnęła się niemiłosiernie. Mimo szczerej chęci spotkania się z Kazanką, Gabriela nie miała ochoty na jakiekolwiek imprezy, w tym wypadku koncert. Wojtkowi natomiast wszystko było obojętne, ale mimo to nie ukrywał, że chce już jechać do Andrychowa i wyłożyć się na leżaku w ogrodzie rodziców. Spojrzał na Gabierlę. Cieszył się z jej obecności przy swoim boku. Zmienił szybko bieg, a następnie ułożył prawą dłoń na odkrytym udzie szatynki i delikatnie potarł kciukiem opaloną skórę. Przez ciało Husko przeszedł prąd. Od kiedy między dwójką wszystko się ułożyło, kiedy tylko Wojtek zbliżał się do dziewczyny, ta natychmiast reagowała - a dokładniej jej ciało reagowało. Spojrzała nieznacznie na Wojtka tak, by się nie zorientował, ale nie wyszła jej ta sztuka. Wojtek zarejestrował uwagę Gabrieli i przesunął dłoń wyżej.
-Weź.
-Hm?
-Błagam.
-O co?
-Dobrze wiesz. - mówiła już przez zaciśnięte zęby.
Nagle Wojtek wycofał dłoń i z powrotem ulokował ją na kierownicy. Spojrzał na dziewczynę i próbował powstrzymywać śmiech. Zsunął na nos okulary przeciwsłoneczne i wcisnął pedał gazu.
-W poniedziałek będziemy już w domu.

Przed dziewiętnastą parkowali pod wrocławskim klubem, w którym miał odbyć się koncert Taco Hemingwaya. Iwanowna poinformowała ich, że przyprowadzi swojego znajomego, ale nie chciała zdradzić kogo konkretnie. Garbiela obawiała się lekko, że nowy kolega może mieć negatywny wpływ na relacje Kazanki z Kwasowskim. Jakie było zdziwienie pary, kiedy przed wejściem do klubu ujrzeli Antoninę w towarzystwie osoby, którą tak dobrze znali...

*

Cisza w salonie Kazanka stawała się coraz bardziej irytująca, a gęsta atmosfera w powietrzu wcale nie poprawiała sytuacji. Ba! Nawet ją pogarszała. Z łazienki dobiegał szum suszarki do włosów i Kwasowski modlił się, by Iwanowna jak najszybciej dołączyła do nich. Odkąd poznał Malinowskiego, nigdy nie pałał do niego sympatią. Zawsze wydawał mu się cwaniaczkiem, który myśli, że może wszystko.
-Długo znacie się z Iwą? - zapytał atakujący.
-Przeszło rok.
-To naprawdę świetna dziewczyna. Mamy sporo wspólnego.
Gdybyś tylko wiedział kim jestem, spieprzyłbyś stąd w ciągu minuty. - pomyślał Bielszczanin, ale zanim cokolwiek powiedział, mocno ugryzł się w język.
Po chwili dla Kwasa przyszło zbawienie - Kazanka opuściła łazienkę i była gotowa do wyjścia z domu. Malinowski udał się do przedpokoju, by założyć buty, a Kamil zaciągnął dziewczynę do kuchni.
-Powiedz mi, co jest grane? - zapytał cicho.
-Ja, Mateusz, Gab i Wojtek idziemy na koncert Taco. A że przyjechałeś, idziesz z nami, wejściówki jeszcze są.
-Toś... Jestem o niego zazdrosny...
-Głuptas!
Kazanka już chciała opuścić kuchnię i dołączyć do stojącego na klatce schodowej Malinowskiego, ale Kwasowski złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Spojrzał Iwanownej głęboko w oczy.
-Powiedz mi, że nic was nie łączy.
Blondynka głośno westchnęła, ale uśmiechnęła się lekko i ułożyła prawą dłoń na policzku siatkarza.
-Nic mnie nie łączy z Mateuszem.

Punkt dwudziesta na scenie wrocławskiego klubu Alibi rozbrzmiała muzyka. Za DJką bawił się młody chłopak, a po chwili przed mikrofon wskoczył on - tak uwielbiany przez Antoninę Taco Hemingway. To paradoks. Jeszcze nie tak dawno, kiedy Kwas razem z Wojtkiem i Gabrielą wybierali się na koncert Rasmentalism, mówiła, że nie lubi takiej muzyki, a sama teraz idzie na takowy.
Kamil był widocznie zdenerwowany. To głupie. Przecież jechał do Antoniny z taką radością. Miał zamiar spotkać się z dziewczyną i spędzić z nią kilka dni.  A tymczasem wokół Kazanki zaczął kręcić się Malinowski! Kwasowskiego rozsadzało od środka, kiedy po koncercie, w małej wrocławskiej knajpce, Mateusz prawił Iwanownej komplementy, a ta słała do niego raz po raz perlisty uśmiech.
-Ej, stary, wyluzuj. - rzucił Wojtek w stronę Bielszczanina, kiedy dziewczyny wyszły do toalety, a Malinowski do samochodu po telefon.
-Serio? Powiedz mi jak mam wyluzować jak on zaraz na moich oczach ją przeleci!
-Znam go trochę, graliśmy w jednym klubie i jestem pewny, że nie tknąłby zajętej laski.
-Tośka nie jest zajęta. - powiedział poważnie Kwasowski.
-Czyli...
-Nie. Nie wróciliśmy do siebie.
-Gdzie Mateusz? - zapytała Gabiela po powrocie.
-Wyszedł do samochodu.
-Szczerze to nie sądziłam, że taki fajny z niego facet. Serio.
Wojciech zmierzył swoją dziewczyną wzrokiem.
-Teraz, Włodi, chyba mnie rozumiesz nie?

Dochodziła północ, a Kwasowski... a Kwasowski zatapiał swoje smutki przy barze. Włodarczyk dzielnie wspierał przyjaciela, ale za każdym razem, kiedy tylko zerknął w stronę parkietu i widział swoją dziewczynę wraz z Iwanowną w towarzystwie Malinowskiego, szanse na pocieszenie Kamila były coraz to marniejsze.
-Włodi, kurwwwa.. - zabełkotał. A skoro Kamil Kwasowski zalał się w trzy dupy, znaczyło, że było źle. - Ona mnie nie kocha. I tyle. Wale to. Wracam do Bielska.
-Chyba cię pojebało. Siadaj. Idę po kluczyki i odwiozę cię do mieszkania Tośki.

Wyświetlacz telefonu wskazywał czwartą dziesięć. Szybka kuracja wytrzeźwiająca Wojtka pomogła. Kwasowski siedział na balkonie czwartego piętra i czekał. Czekał na co? Na Antoninę? Na całkowite wytrzeźwienie? Na jakikolwiek pomysł? Jego głowa była pusta. Nie krążyły w niej nawet żadne myśli. Podmuch chłodnego wiatru przypomniał mu, że musi wziąć się w garść. Ujrzał pod klatką Tośkę. Wpisała szybko kod i weszła do bloku. Po chwili dziewczyna znajdowała się już na balkonie. 
-Przepraszam. - szepnęła.
-Za co?
Usiadła tuż obok przyjmującego i oparła głowę na jego ramieniu.
-Ta cała akcja z Mateuszem... Mogła dziwnie wyglądać z boku... Po prostu chyba sobie coś ubzdurał i próbuje mnie poderwać. Na jego nieszczęście, bez powodzenia. Nie bądź na mnie zły. Każda kobieta lubi być w centrum zainteresowania faceta, ale nie mam zamiaru mieć nic z nim wspólnego. - siatkarz lekko pociągnął nosem i wyprostował nogi. - Kamil...
-Nie mów nic. - spojrzał na nią. - Po prostu bądź.
Kazanka była zaskoczona. Szukała na twarzy Kwasowskiego jakiejkolwiek odpowiedzi, ale na daremno. Przyjmujący splótł ich palce i złożył na dłoni dziewczyny delikatny pocałunek.
-Szybko wytrzeźwiałeś.
-Włodi ma dobre sposoby.
Przepadła. Pozwoliła, by Kamil zbliżył się do niej i lekko musnął kącik jej ust. Odwzajemniła. Jej dłoń powędrowała w kierunku kołnierzyka koszuli Kamila. Rozpięła najwyżej położony guzik, a po chwili poczuła jak siatkarz uśmiecha się w pocałunku.
-Może wejdziemy do środka?
-Boisz się, że ktoś zobaczy nas na balkonie? - zaśmiał się wodząc nosem po długiej szyi blondynki.
-Nie, po prostu jest trochę chłodno.
Kwasowski nie czekał dłużej. Podniósł Iwanowną, a ta oplotła jego pas nogami. Wszedł do mieszkania i zatrzasnął nogą drzwi balkonowe. Pocałunki pary stawały się coraz gorętsze. Długie palce chłopaka sunęły po nagich już plecach Kazanki.
-Toś. Jesteś wszystkim.

Promienie słońca wdzierały się do sypialni Kazanki. Dziewczyna zerknęła w lewo i po drugiej stronie łóżka ujrzała przyglądającego się jej Kamila. Uśmiechał się, a po chwili wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał policzek dziewczyny.
-Dziękuję.
-Toś.. Wiem, że to nie był żaden krok w naszych relacjach, ale... Określisz się? Chcę wiedzieć na czym stoję.
Wpatrywał się w nią. Czekał na odpowiedź. Bo albo ją pokocha całym sercem, albo całym sercem ją znienawidzi. Cholera! Co on sobie myślał! Przecież nawet jeśli mu odmówi to on i tak będzie za nią szalał. Kazanka nie odpowiadała. Jej wyraz twarzy nic nie mówił. Mina Kwasowskiego zmieniła się diametralnie.
-Wiedziałem.
Szybko poniósł się z łóżka i założył leżące obok bokserki, a następnie wyszedł z sypialni klnąc pod nosem. Po drodze, mimo że na codzień nie palił, zabrał paczkę papierosów, które poprzedniej nocy zostawił na salonowym stoliku i wyszedł na balkon. Odpalił fajkę i oparł się łokciami o metalową barierkę. Po chwili usłyszał zgrzyt drzwi. Zaraz za nim pojawiła się owinięta białą kołdrą Antonina. Nie spojrzał na nią. Zagryzł wargę. Antonina lekko przytuliła się do jego pleców, opierając się bladym policzkiem.
-Kamil.. - Kwasowski nie odezwał się. - Kocham cię.

***

N I E U M I E M J U Ż P I S A Ć .

Przepraszam za opóźnienia, nie wiem kiedy kolejny.
W niedzielę wyjeżdżam na drugi koniec Polski. Wybaczcie jeśli nie będę aktywna u Was.
Pozdrowię Bałtyk od najlepszych czytelników, obiecuję!

Na Hipotermii pojawił się prolog 1. Lato.
Zapraszam serdecznie, bo to coś innego.

Pozdrawiam serdecznie
Em!















niedziela, 8 maja 2016

XXXI. Witam cie, kochanie, w Nowym Jorku!

Obudziła się i spojrzała za okno. Pogoda była piękna. Szybko zerwała się z łóżka i ściągnęła z Wojtka kołdrę. Dobrze wiedziała, że siatkarz jest typem śpiocha i każdą wolną chwilę spędza na śnie. Mimo to z uśmiechem pozbyła się z niego okrycia.
-Wstawaj śpiochu! - krzyknęła wskakując na przyjmującego. - Dzisiaj lecimy!
Włodarczyk podniósł leniwie lewą powiekę i spojrzał na szatynkę. Jej roześmiane oczy, zmierzwione włosy, szeroki uśmiech... krótkie czarne spodenki i koszulka sięgająca za piersi, opinające zgrabne ciało... powodowały, że Wojciech wcale nie miał ochoty wrócić do krainy snu. Poderwał się i oparłszy na łokciach, uważnie przyjrzał się Gabrieli.
-Będzie super. - zapewnił z uśmiechem, a po chwili pocałował dziewczynę.
-Jak tak dalej pójdzie to nie zdążymy na lotnisko.
-Co ja poradzę, że...
-... że zebrało ci się na amory. - zaśmiała się, a Włodarczyk wykrzywił usta.
-Skoro tak uważasz...

Lipcowe słońce przebijało się przez szklane ściany warszawskiego Okęcia. Gabriela wyłożyła swoje długie nogi na krzesełkach naprzeciw niej i sięgnęła po telefon, by choć trochę zająć sobie czas w oczekiwaniu na Wojtka. Włodarczyk poszedł po kawę do lotniskowej kawiarenki, ale ślad po nim zaginął i nie wracał już od ponad dwudziestu minut. Kiedy w końcu pojawił się na linii horyzontu, Husko odetchnęła z ulgą. Po chwili siatkarz dołączył do niej i wręczając kubek z zielonym rysunkiem królowej, zrobił niemrawą minę.
-Co jest? - zapytała.
-Albo miałem zwidy, albo widziałem matkę Tośki...
-Skąd ty wiesz, jak wygląda matka Tośki?
-Kiedyś pokazywała mi zdjęcia... Nie wiem, co jest grane...
Gabriela spojrzała przed siebie, ale zaraz później przeniosła wzrok na chłopaka i położyła dłoń na jego dłoni.
-Nie martw się. Wszyscy damy radę.

Godzina punkt dwudziesta pierwsza wylądowali na John F. Kennedy International Aiport w Nowym Jorku. Godzinę później wsiadali już do nowojorskiej taksówki i kierowali się w stronę hotelu. To miasto żyło nocą. Wymęczeni długą podróżą samolotem wreszcie dostali się do miejsca ich tymczasowego pobytu. Szybko odebrali klucze do pokoju i podążyli w kierunku lokum.
-Witam cię, kochanie, w Nowym Jorku! - zaśmiał się siatkarz kładąc obok dziewczyny na wielkim sypialnianym łóżku.
Gabriela obróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Ten, widząc jej szczęście, ułożył prawą dłoń na delikatnym policzku szatynki i lekko pogłaskał. Zmęczenie odeszło na bok. Podniósł swoje ciało i usiadłszy na nogach Gabrieli, schylił się, a następnie łapczywie wpił w jej usta. Ręka błądziła pod ciemnym t-shirtem, oddechy stawały się coraz szybsze.
-Kocie... rano nie będziesz miał siły wstać...
-Nie mam treningu, mogę leżeć cały dzień.
Nie minęła minuta, a Gabriela nie miała już na sobie koszulki. Przyjmujący składał na biuście dziewczyny miliony pocałunków, a ona sama mocowała się z zapięciem jego spodni. Spojrzała mu w oczy.
-Uzależniasz mnie.

Wakacje w Nowym Jorku miały być tylko krótkim odpoczynkiem, bo przecież miesiąc później mieli wylecieć do słonecznej Italii. Para spędziła jeszcze tydzień w mieście Wielkiego Jabłka, zwiedzając najciekawsze jego zakątki, zaczynając od Brooklynu, przez Manhattan, a kończąc na Bronxie. Kilka dni później oboje znajdowali się już na lotnisku w Warszawie i odbierali swoje bagaże. Podróż do Lubina zajęła im kilka godzin i na parę minut przed osiemnastą byli już w mieszkaniu.
-Tęskniłam za tym. - rzuciła od niechcenia Gabriela widząc leżące na podłodze kartony, które czekały na wywiezienie ich do Bełchatowa. Włodarczyk zaśmiał się pod nosem.
-Rozmawiałem wczoraj z Piechockim. Dostałem adres nowego mieszkania. - podał szatynce kartkę, którą wcześniej wyciągnął z portfela.
-Żartujesz?
-Nie.
Husko spojrzała na małą kolorową karteczkę, na której widniało kilka liter. Z uśmiechem podniosła wzrok na Wojtka i przytuliła się do niego mocno.
-Dobrze wrócić do nowego-starego mieszkania.

*

-Kamil, ja nie chcę mieć dzieci. To kara za to, że chciałam pozbyć się Saszy. Kiedy miałam ustalony już termin... długo się jeszcze wahałam. Bo mimo tego, że tak cholernie mnie to wszystko bolało, przywiązałam się do tej małej istotki... - przyznała, wycierając oczy.
-Jeśli mi tylko pozwolisz, będę przy tobie, Tosia.

Następny dzień nie był tak słoneczny jak poprzedni. Z nieba, które przykryte było chmurami, padał deszcz. Dwójka - Kwasowski i Iwanowna, stali na peronie bielskiego dworca i wyczekiwali pociągu do Wrocławia. Kamil nie wiedział jak się zachować. Nocna rozmowa z Kazanką nadal mocno odbijała się głośnym echem w jego głowie do tego stopnia, że siatkarz nawet nie potrafił porządnie skleić zdania. Patrzył tylko cały czas gdzieś w dal i tylko przytakiwał na słowa Iwanownej.
-Pozwolisz mi do siebie dzwonić.. pisać? - zapytał niepewnie.
-Dlaczego miałabym ci nie pozwolić?
-Nie wiem. Wolę zapytać...
Kazanka przystanęła na ciemnym betonie. Poprawiła na głowie ciemny kapelusz i stanęła bliżej siatkarza.
-Kamil, mimo tego wszystkiego, co się stało, chciałabym żebyśmy mieli normalne relacje. Jak kiedyś. Bo choćbym chciała nie potrafię wymazać tych wszystkich chwil z pamięci.
Czy przyjmujący się przesłyszał? Antonina zszokowała go. Zerknął niepewnie na Kazankę, ale gdy upewnił się, że mówiła to jak najbardziej poważnie, przytulił ją do siebie.
-Toś... Zrobię wszystko, żeby tylko było jak najlepiej.
Spojrzał w oczy dziewczyny, które w tym momencie przepełnione były bólem. Miał wrażenie, że Kazanka zaraz się rozpłacze. Zawahał się. Spojrzał w dal i przemyślał szybko wszystkie za i przeciw. Zdecydował się. Znów zerknął na blondynkę i schyliwszy się, musnął delikatnie jej ust. Nie poczuł sprzeciwu. Pogłębił pocałunek, obejmując w pasie dziewczynę. Po chwili oderwał się od niej i przykładając czoło do jej czoła, szepnął ciche Kocham cię, Toś. Iwanowna uśmiechnęła się lekko w stronę Kwasowskiego, jednak nie odezwała się. Stanęła na palcach i całując szybko Kamila, popędziła w stronę stojącego na torze pociągu.
Dałaś mu nową nadzieję...

Kolejnego dnia zachowanie Antoniny nadal nie dawało spokoju Kamilowi. Jej nagła zmiana zastanawiała Kwasowskiego i nie mogąc znaleźć logicznego wyjaśnienia, zadzwonił  do przyjaciela. Włodarczyk także nie wiedział, co się działo z Iwanowną, bo sam nie miał z nią kontaktu od jakiegoś czasu, jednak polecił siatkarzowi, by utrzymywał z Kazanką kontakt, ale nie za częsty, bo inaczej dziewczyna po raz kolejny się zrazi. Idąc za radą Wojtka, jeszcze tego samego dnia wybrał numer Antoniny i czekał na połączenia.
-Wiesz... - powiedziała po kilku minutach rozmowy. - Niby wszystko już wróciło do normy... ale czegoś mi brakuje.
-Co masz na myśli?
-Tęsknię za Rosją... za ojcem...
Kwasowskiego przeszedł prąd. W jego głowie zrodziła się obawa, że Kazanka wyleci do Petersburga.
-... i za tobą... - przyznała, choć w duchu modliła się, by Kamil tego nie usłyszał. - Kamil... Mam ochotę na pizzę...

Było kilka minut po osiemnastej. Trzy razy zapukał do dębowych drzwi, a po chwili ujrzał Kazankę. Uśmiechnął się szeroko i z uśmiechem na ustach przywitał dziewczynę. Nieco zdziwiona Iwanowna wpuściła Kwasowskiego do swojego wrocławskiego mieszkania i pozwoliła, by ten pocałował ją w policzek.
-Wychodzisz gdzieś? - zapytał wskazując na owiniętą ręcznikiem głowę blondynki i skierował się ku salonowi.
-Yy... No...
-Cześć. - przyjmujący usłyszał charakterystyczny męski głos, który z pewnością nie należał do jego przyjaciela.
Spojrzał na siedzącego na kanapie Malinowskiego. Atakujący Cuprum życzliwie uśmiechnął się w jego stronę, a Kamil stał zdezorientowany między salonem a przedpokojem. Nie wiedział, co jest grane, a co najważniejsze, co, do cholery, Mateusz Malinowski robił w mieszkaniu Iwanownej
-Przeszkadzam? - zerknął na dziewczynę z niemałym zakłopotaniem.
-Co prawda mieliśmy iść na miasto... ale jak przyjechałeś to idziesz z nami. - uśmiechnęła się w jego stronę i zniknęła w łazience.
Kamilu... Wytrzymaj z nim w jednym pomieszczeniu, a wszystkie grzechy zostaną ci odpuszczone... 

***

Kto ukradł mi wenę?
Dla znalazcy przewiduję nagrodę!

Miał być wczoraj, ale uradowana powrotem Czaudera do Bielska nie byłam w stanie napisać choćby słowa. Dziękuję.

Pozdrawiam!
Em.

środa, 27 kwietnia 2016

XXX. W obecnej sytuacji niczego nie moge ci obiecac.

Andrychowski dom przyjmującego zawsze był dla Gabrieli miejscem, do którego uwielbiała przyjeżdżać. Kochała rodzinę Wojtka. Byli dla niej bardzo bliscy, szczególnie rodzice siatkarza. Dlatego cieszyła się za każdym razem, kiedy na kilka dni wyrywali się do Andrychowa. Tak było i tym razem. Trzeciego dnia pobytu w województwie małopolskim, Husko wraz z panią Dorotą niemal siłą wygoniły Wojtka do Bielska. Poleciły, by spędził trochę czasu z Kamilem, a same miały plan zorganizować sobie babski wieczór z czerwonym winem na tarasie. Mimo różnicy wieku, jaka dzieliła kobiety, Gabriela nie odczuwała skrępowania. Traktowała mamę Wojtka jak swoją własną, a pani Włodarczyk uważała dziewczynę za cudowną.
-Cieszę się, że między tobą a Wojtkiem już wszystko w porządku. - powiedziała kobieta poprawiając sweter. Gabriela tylko głośno westchnęła.
-Wiem... Wiem, że bardzo skrzywdziłam Wojtka. Ale jestem mu wdzięczna, że mi wybaczył. Staram się najbardziej jak tylko potrafię.
-Gabrysiu... Nie wyobrażam sobie jeśli byście do siebie nie wrócili. Wojtek mi się głęboko zwierzał. On na prawdę cię kocha.
-Ja jego bardziej.
Gabriela spojrzała przed siebie. Widok z tarasu państwa Włodarczyków idealnie wychodził na andrychowski park. Dokładnie widziała ławkę, na której siatkarz pierwszy raz ją pocałował. Wszystkie wspomnienia wróciły. Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku.
-Kochanie, wszystko w porządku?
-Uświadomiłam sobie jak wielkie mam szczęście.
Kobieta wstała z wiklinowego fotela i usiadła obok Gabrieli. Przytuliła ją do siebie, a z oczu dziewczyny popłynęły strumienie łez. Nie kryła już tego. Płakała w ramię mamy Wojtka, doznając ukojenia.
-Bardzo pani dziękuję. Za wszystko.
-Gabrysiu, dziecko moje. Zawsze będę traktować cię jak córkę. Wojtek przy tobie odżył. I ja, i jego ojciec, i wszyscy wokół zauważyliśmy różnicę. To twoja zasługa.

Ulubiona zapiekanka znalazła swoje miejsce w piekarniku. Dochodziła osiemnasta, więc przyjmujący lada chwila miał się zjawić. Gabriela i pani Dorota kończyły ostatnie rzeczy w kuchni, a pan Henryk wybierał odpowiednie wino. Nie minęło kilka minut, a na podjeździe stanął samochód przyjmującego. Szatynka rozwiązała kolorowy fartuszek zawieszając go na haczyku i pobiegła w kierunku wyjścia. Rzuciła się na szyję przyjmującemu, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
-Ej, głuptasie, bo mnie udusisz. - zaśmiał się siatkarz, a po chwili wręczył dziewczynie ogromny bukiet pięknych czerwonych róż.
-Są piękne! - objęła cały bukiet, który ledwo utrzymała i zbliżyła nos do płatków. Po chwili dostrzegła jednak państwa Włodarczyków w kuchennym oknie, uśmiechających się lekko. - Ale chodź już, rodzice czekają.

Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Gabriela czuła się jak w rodzinnym domu, rodzice Wojtka traktowali ją jak własną córkę. Po zjedzonym posiłku wszyscy się rozluźnili, a rozmowy zeszły na luźniejsze tematy. Małżeństwo odpowiadało o zbliżającym się obozie młodzieżowej drużyny siatkarskiej, którą trenowali w Andrychowie. Wojtek uśmiechnął się na samą myśl. To właśnie w andrychowskim MKSie stawiał pierwsze kroki, to tutaj go zauważono. Pamiętał też jak sam jeździł na takie obozy.
-Jak u Kamila? - zapytała pani Dorota.
-Ostatnio nie najlepiej się czuje. Coś mu chyba dolega. - Wojtek nie wyznał do końca prawdy. Tylko się z nią minął.
-A u Tosi? Pewno jej teraz ciężko...
-Pozbierała się. Daje radę.
W tym momencie ojciec Wojtka wstał od stołu i bez słowa udał się do salonu. Poszperał w ciemnej komodzie i wrócił do stołu z czarną teczką.
-Chyba nadszedł odpowiedni moment...
-Co to?
-Synu... Zdecydowaliśmy się z mamą na ten ruch już jakiś czas temu. Czekaliśmy tylko na odpowiednią chwilą. Zasłużyłeś. - pan Henryk podsunął synowi teczkę. - Wierzę, że stworzycie razem przyszłość. A to się wam przyda na pewno.
Młodszy Włodarczyk otworzył powoli teczkę i wyciągnął z niej plik dokumentów zapisanych drobnym druczkiem.
-Tato... czy to jest akt własności działki w Roczynach?

Leżała w sypialni chłopaka leniwie wpatrując się w sufit poddasza. W jej głowie nadal brzmiały słowa rodziców Wojtka - ta działka jest dla was obojga. Jest zapisana tylko na nazwisko Wojtka, bo jeszcze nie jesteście małżeństwem. Przyda wam się.
-Chodź. - w pokoju zjawił się siatkarz. - Zabieram cię gdzieś.
-Za dwadzieścia dwunasta w nocy? Oszalałeś? - podniosła głowę z poduszki, a zaraz potem opuściła ją.
-Chodź.
Mimo wypitego niecałego kieliszka, wsiadł za kierownicę. Gabriela skarciła go za to, ale w końcu dała za wygraną. Jazda zajęła około dziesięciu minut. Po tym czasie Włodarczyk zaparkował przed jakąś bramą. Wysiadł z samochodu i dużym metalowym kluczem otworzył kłódkę na bramie. Złapał Gabrielę w pasie i wprowadził na teren. Stanęli na świeżo skoszonej czerwcowej trawie, w oddali słychać było szum rzeki, liście na drzwiach wolno kołysały się na wietrze.
-To ta działka? - zapytała Gabriela.
-Tak.
-Cholernie, ale to cholernie cię kocham.

Jeszcze przed pierwszą wrócili do domu. Husko od razu położyła się do łóżka. Po kilku minutach dołączył do niej Wojtek, gasząc górne światło i zostawiając jedynie małą lampkę. Gabriela miała przymknięte powieki. Pochylił się nad nią i złożył pocałunek na jej obojczyku. Usłyszał tylko cichy pomruk. Podwinął ciemną koszulkę dziewczyny i pocałował ją w brzuch.
-Misiu... - zaprotestowała.
-Hm?
-Wojtek, nie.
-Dlaczego?
-Jesteśmy w domu twoich rodziców...
-... którzy już dawno śpią. Poza tym będę cichutko. Obiecuję.
Przepadła.

*

-... także zostałabyś ciocią. Nie mówiłem ci tego, bo po prostu się bałem. - powoli spojrzał na Michalinę. Siostra była jedyną osobą, zaraz koło Wojtka i Gabrieli, której bezgranicznie ufał. Mimo wszystko obawiał się wyznać siostrze prawdy. Nie wiedział czy Antonina życzyłaby sobie tego. Chciał być jednak z siostrą szczery i nie zatajać przed nią tak istotnych faktów.
-Kamil, nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć, bo co bym nie powiedziała, nic nie będzie na miejscu.
-Nic nie mów. Chciałem, żebyś wiedziała. Proszę cię tylko, nie mów rodzicom.
-Myślisz, że to dobry pomysł? Przecież kiedyś i tak się dowiedzą. Jesteś pewny?
-Michalina, proszę cię, nie mów rodzicom.
Blondynka westchnęła tylko głośno. Zawsze stała murem za swoim bratem, ale tym razem nie popierała jego decyzji. Wyobrażała sobie reakcję rodziców, kiedy za kilka lat dowiedzieliby się prawdy.
-Mam nadzieję, że chociaż kiedyś ją poznam...
-W obecnej sytuacji niczego nie mogę ci obiecać... Przepraszam cię, idę wziąć prysznic, zaraz wrócę.

Wysiadła z pociągu na dworcu głównym. Lipcowy wiatr rozwiewał jej blond kosmyki. Ona, Antonina Iwanowna, w końcu zdecydowała się wykonać pierwszy krok w kierunku Kwasowskiego. To był ten dzień. W ten dzień na świat miała przyjść jej mała kruszynka. Rano obudziła się ze łzami w oczach. Wrocław przykryty był ogromną pokrywą chmur, co wcale nie poprawiało stanu Kazanki.
Postawiła stopy na betonie bielskiego dworca. Pogoda w Bielsku-Białej była typowo wakacyjna - upał, słońce, delikatny wiatr. Zupełne przeciwieństwo stolicy Dolnego Śląska. Drogę do mieszkania przyjmującego znała na pamięć. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki i udała się na duże osiedle. Samochód siatkarza stał tam, gdzie zwykle. Blondynka miała przynajmniej pewność co do jego obecności. Weszła na odpowiednie piętro i z małej torby zawieszonej na ramieniu wyciągnęła białą kopertę. Cicho zapukała do drzwi dwa razy i przymknęła powieki, bojąc się jego widoku. Po chwili uderzyło ją ciepło dochodzące z mieszkania. Podniosła powieki. Za progiem stał on. Tak samo idealny. Tak samo przystojny. Tak samo jej. Zagryzła wargi czekając na jego reakcję. Bała się. Bo albo ją przywita z otwartymi ramionami, albo każe jej się wynosić. Nie było nic po środku.
-Tosia? - dopiero w tamtym momencie zauważyła, że stał przed nią w samym ręczniku na biodrach, a z włosów skraplała się woda.
Zmienił się. Obciął przydługie kiedyś włosy, schudł. Spojrzała w jego brązowe oczy, w których szalały drobne iskierki. Ucieszył się, a kamień, który ciążył na sercu dziewczyny, spadł, ciężko odbijając się od ziemi. Po chwili jednak z salonu, który znajdował się naprzeciwko wejścia do mieszkania, wyszła wysoka blondynka, uśmiechając się życzliwie. Mina Kazanki zmieniła się diametralnie. Serce rozszalało się, a jedyną myślą była ucieczka. Rozum toczył wojnę z sercem. Nie minęło kilka sekund, a Iwanowna podjęła decyzję. Po raz kolejny zawiodła się na siatkarzu. Zbiegła szybko po schodach, zalewając się łzami.
-Tosia, zaczekaj! Tośka!
Kwasowski złapał dziewczynę dopiero przy wyjściu z klatki. Pociągnął ją z drobną dłoń tak, by spojrzała w jego stronę.
-To nie tak, jak myślisz! - rzucił.
Kazanka zaśmiała się tylko siatkarzowi w twarz.
-Tak? - zapytała przez łzy. - Tak? Kamil, kurwa, za każdym razem się tak tłumaczysz! A ja, głupia, chciałam wszystko naprawić...
-Tosia... To była Michalina. Moja siostra, pamiętasz?
Iwanowna spojrzała na niego ze zdezorientowaniem. W jej głowie kotłowały się miliony myśli. Co jeśli po raz kolejny kłamał? Rzucił łatwe kłamstewko? Tylko, że w jego oczach było tyle prawdy, tyle szczerości...
-Toś... Na prawdę, musisz mi uwierzyć. - złapał jej twarz w dłonie, a dziewczynę przeszedł prąd. - Jeśli chcesz, pójdziemy na górę i ona wyciągnie ci dowód osobisty, a na nim zobaczysz nazwisko Michalina Kwasowska.
-Przepraszam... - wyznała ze skruchą.
-A teraz chodź... Nie chcę, żeby ktokolwiek widział mnie z samym ręczniku na tyłku.

Antoninie było wstyd. Do mieszkania Kwasowskiego weszła ukrywając twarz w długich włosach. Michalina pożegnała się z bratem, obiecując wizytę w innym dniu. Kamil nie mógł ukryć zdezorientowania. Był zaskoczony przyjazdem Kazanki, ale jednocześnie cieszył się. Przyniósł dziewczynie sok pomarańczowy i usiadł obok niej na kanapie.
-Jak mniemam... - zaczął, ale Iwanowna przerwała mu.
-Pozwól, że zacznę. Po pierwsze, chciałabym ci podziękować za tyle czasu. Ogarnęłam swoje życie, pozbierałam się, dojrzałam do pewnych decyzji. Nie mogłabym się tak po prostu z tobą nie spotkać... szczególnie w dzisiejszym dniu.
Kwasowski niewiele rozumiał z tego, co powiedziała blondynka. Spojrzał na kalendarz w celu sprawdzenia daty, bo przecież nie zapomniał o niczyich urodzinach, ani żadnej ważnej imprezie. Kalendarz pokazywał dzień trzynastego lipca. Antonina w tym momencie podała mu białą kopertę, którą od kilkunastu minut trzymała w dłoniach. Otworzył papier i wyciągnął z niego zdjęcie.
-Na dziś miałam termin. Chciałabym, żebyśmy w końcu załatwili tę sprawę raz na zawsze.
Kamil spojrzał na zdjęcie USG, a na nim ujrzał tę małą istotkę. Przypomniała mu się noc, którą spędził na ciągłym piciu, wylewając żale Włodarczykowi.
-Sasza...
-Mogę je zatrzymać? - zapytał, czym zdziwił dziewczynę.
-Tak, oczywiście.
-Przykro mi, że się tak stało.

Białe wino, pięć paczek chusteczek, rozmazany makijaż i on, obejmujący ją, zapewniający schronienie w swoich ramionach. Słuchał, uważnie analizując każde wypowiedziane słowo. Niejedno wbiło małą szpilkę w jego serce, ale niejedno też stało się ukojeniem. Sypialnia chłopaka stała się pewnego rodzaju miejscem spowiedzi. Kazanka wylała z siebie wszystko, począwszy na ich pierwszym spotkaniu w bełchatowskim mieszkaniu Wojtka, a skończywszy na poważnych rozmyślaniach czy w ogóle przyjeżdżać do Bielska-Białej.
-... i wtedy... wtedy spadłam. Co było później, nie pamiętam. Nie pamiętam jak trafiłam do szpitala. Nie pamiętam co się stało dopóki nie wybudziłam się ze śpiączki. Wiem tylko, że Wojtek był cały czas przy mnie.
-Jeśli tylko go kiedyś spotkam... Nie ręczę za siebie.
-To i tak nic nie zmieni. Stało się.
-Obiecuję ci, że jeśli tylko dasz mi, wiem, kolejną szansę, będziemy mieć dziecko. I to nie jedno.
-Kamil, posłuchaj mnie. Wiem, że to, co za chwilę usłyszysz, wcale ci się nie spodoba. Wiem, bo jestem świadoma, jaki jesteś. Wtedy, gdy... sam wiesz, ciebie już nie miałam. Jak przyjechałeś z Gabrielą do Wrocławia, a potem uderzyłeś Wojtka... On wrócił, pocałował mnie, a potem rzucił tekst, że przynajmniej teraz miałeś mu za co przywalić. Bo między nami, prócz tej feralnej imprezy na samym początku, nic nigdy nie było. Pokłóciliśmy się. Dosyć ostro. Więc i on się ode mnie odwrócił. Twierdził, że to wszystko moja wina. Gab... Sam mnie rozumiesz. Zdradziła mnie. Nie miałam więc nikogo, a Sasza... Sasza za bardzo przypominałby mi o was. Nie zniosłabym tego. I wtedy...
-Czekaj. Chyba nie chcesz mi powiedzieć...?
-Tak, Kamil. Chciałam usunąć dziecko.
Kwasowski wstał z łóżka i nerwowo przechadzał się po pokoju. Dochodziła czwarta nad ranem, a jego dusza oszalała. Nie mógł pojąć, że Antonina chciała dokonać aborcji, chciała zabić człowieka!
-Nie wierzę, że byłabyś w stanie to zrobić. - spojrzał na nią. Chowała twarz w czarnej poduszce.
-Miałeś się o tym nie dowiedzieć... - podała mu swój notes. - Znajdź dwudziesty siódmy lutego.
Kwasowski szybko przewertował notatnik. Odnalazł właściwą datę i przysiadł na łóżku.
-Nie wierzę.

27.02 - 10.00 - Zabieg.

***

Rozdział, który wywołał u mnie skrajne emocje.
Od wzruszenia, przez radość, aż po łzy przy fragmencie szczerej rozmowy Tosi i Kamila.
Wracamy na właściwe tory.
Mam nadzieję, że to przypadnie Wam do gustu.

To chyba tyle,
pozdrawiam Was serdecznie,
maturzystom życzę powadzenia!
Trzymam za Was kciuki! Mnie to czeka za rok.
Em.