Idealna niedoskonałość

Idealna niedoskonałość

środa, 27 kwietnia 2016

XXX. W obecnej sytuacji niczego nie moge ci obiecac.

Andrychowski dom przyjmującego zawsze był dla Gabrieli miejscem, do którego uwielbiała przyjeżdżać. Kochała rodzinę Wojtka. Byli dla niej bardzo bliscy, szczególnie rodzice siatkarza. Dlatego cieszyła się za każdym razem, kiedy na kilka dni wyrywali się do Andrychowa. Tak było i tym razem. Trzeciego dnia pobytu w województwie małopolskim, Husko wraz z panią Dorotą niemal siłą wygoniły Wojtka do Bielska. Poleciły, by spędził trochę czasu z Kamilem, a same miały plan zorganizować sobie babski wieczór z czerwonym winem na tarasie. Mimo różnicy wieku, jaka dzieliła kobiety, Gabriela nie odczuwała skrępowania. Traktowała mamę Wojtka jak swoją własną, a pani Włodarczyk uważała dziewczynę za cudowną.
-Cieszę się, że między tobą a Wojtkiem już wszystko w porządku. - powiedziała kobieta poprawiając sweter. Gabriela tylko głośno westchnęła.
-Wiem... Wiem, że bardzo skrzywdziłam Wojtka. Ale jestem mu wdzięczna, że mi wybaczył. Staram się najbardziej jak tylko potrafię.
-Gabrysiu... Nie wyobrażam sobie jeśli byście do siebie nie wrócili. Wojtek mi się głęboko zwierzał. On na prawdę cię kocha.
-Ja jego bardziej.
Gabriela spojrzała przed siebie. Widok z tarasu państwa Włodarczyków idealnie wychodził na andrychowski park. Dokładnie widziała ławkę, na której siatkarz pierwszy raz ją pocałował. Wszystkie wspomnienia wróciły. Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku.
-Kochanie, wszystko w porządku?
-Uświadomiłam sobie jak wielkie mam szczęście.
Kobieta wstała z wiklinowego fotela i usiadła obok Gabrieli. Przytuliła ją do siebie, a z oczu dziewczyny popłynęły strumienie łez. Nie kryła już tego. Płakała w ramię mamy Wojtka, doznając ukojenia.
-Bardzo pani dziękuję. Za wszystko.
-Gabrysiu, dziecko moje. Zawsze będę traktować cię jak córkę. Wojtek przy tobie odżył. I ja, i jego ojciec, i wszyscy wokół zauważyliśmy różnicę. To twoja zasługa.

Ulubiona zapiekanka znalazła swoje miejsce w piekarniku. Dochodziła osiemnasta, więc przyjmujący lada chwila miał się zjawić. Gabriela i pani Dorota kończyły ostatnie rzeczy w kuchni, a pan Henryk wybierał odpowiednie wino. Nie minęło kilka minut, a na podjeździe stanął samochód przyjmującego. Szatynka rozwiązała kolorowy fartuszek zawieszając go na haczyku i pobiegła w kierunku wyjścia. Rzuciła się na szyję przyjmującemu, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
-Ej, głuptasie, bo mnie udusisz. - zaśmiał się siatkarz, a po chwili wręczył dziewczynie ogromny bukiet pięknych czerwonych róż.
-Są piękne! - objęła cały bukiet, który ledwo utrzymała i zbliżyła nos do płatków. Po chwili dostrzegła jednak państwa Włodarczyków w kuchennym oknie, uśmiechających się lekko. - Ale chodź już, rodzice czekają.

Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Gabriela czuła się jak w rodzinnym domu, rodzice Wojtka traktowali ją jak własną córkę. Po zjedzonym posiłku wszyscy się rozluźnili, a rozmowy zeszły na luźniejsze tematy. Małżeństwo odpowiadało o zbliżającym się obozie młodzieżowej drużyny siatkarskiej, którą trenowali w Andrychowie. Wojtek uśmiechnął się na samą myśl. To właśnie w andrychowskim MKSie stawiał pierwsze kroki, to tutaj go zauważono. Pamiętał też jak sam jeździł na takie obozy.
-Jak u Kamila? - zapytała pani Dorota.
-Ostatnio nie najlepiej się czuje. Coś mu chyba dolega. - Wojtek nie wyznał do końca prawdy. Tylko się z nią minął.
-A u Tosi? Pewno jej teraz ciężko...
-Pozbierała się. Daje radę.
W tym momencie ojciec Wojtka wstał od stołu i bez słowa udał się do salonu. Poszperał w ciemnej komodzie i wrócił do stołu z czarną teczką.
-Chyba nadszedł odpowiedni moment...
-Co to?
-Synu... Zdecydowaliśmy się z mamą na ten ruch już jakiś czas temu. Czekaliśmy tylko na odpowiednią chwilą. Zasłużyłeś. - pan Henryk podsunął synowi teczkę. - Wierzę, że stworzycie razem przyszłość. A to się wam przyda na pewno.
Młodszy Włodarczyk otworzył powoli teczkę i wyciągnął z niej plik dokumentów zapisanych drobnym druczkiem.
-Tato... czy to jest akt własności działki w Roczynach?

Leżała w sypialni chłopaka leniwie wpatrując się w sufit poddasza. W jej głowie nadal brzmiały słowa rodziców Wojtka - ta działka jest dla was obojga. Jest zapisana tylko na nazwisko Wojtka, bo jeszcze nie jesteście małżeństwem. Przyda wam się.
-Chodź. - w pokoju zjawił się siatkarz. - Zabieram cię gdzieś.
-Za dwadzieścia dwunasta w nocy? Oszalałeś? - podniosła głowę z poduszki, a zaraz potem opuściła ją.
-Chodź.
Mimo wypitego niecałego kieliszka, wsiadł za kierownicę. Gabriela skarciła go za to, ale w końcu dała za wygraną. Jazda zajęła około dziesięciu minut. Po tym czasie Włodarczyk zaparkował przed jakąś bramą. Wysiadł z samochodu i dużym metalowym kluczem otworzył kłódkę na bramie. Złapał Gabrielę w pasie i wprowadził na teren. Stanęli na świeżo skoszonej czerwcowej trawie, w oddali słychać było szum rzeki, liście na drzwiach wolno kołysały się na wietrze.
-To ta działka? - zapytała Gabriela.
-Tak.
-Cholernie, ale to cholernie cię kocham.

Jeszcze przed pierwszą wrócili do domu. Husko od razu położyła się do łóżka. Po kilku minutach dołączył do niej Wojtek, gasząc górne światło i zostawiając jedynie małą lampkę. Gabriela miała przymknięte powieki. Pochylił się nad nią i złożył pocałunek na jej obojczyku. Usłyszał tylko cichy pomruk. Podwinął ciemną koszulkę dziewczyny i pocałował ją w brzuch.
-Misiu... - zaprotestowała.
-Hm?
-Wojtek, nie.
-Dlaczego?
-Jesteśmy w domu twoich rodziców...
-... którzy już dawno śpią. Poza tym będę cichutko. Obiecuję.
Przepadła.

*

-... także zostałabyś ciocią. Nie mówiłem ci tego, bo po prostu się bałem. - powoli spojrzał na Michalinę. Siostra była jedyną osobą, zaraz koło Wojtka i Gabrieli, której bezgranicznie ufał. Mimo wszystko obawiał się wyznać siostrze prawdy. Nie wiedział czy Antonina życzyłaby sobie tego. Chciał być jednak z siostrą szczery i nie zatajać przed nią tak istotnych faktów.
-Kamil, nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć, bo co bym nie powiedziała, nic nie będzie na miejscu.
-Nic nie mów. Chciałem, żebyś wiedziała. Proszę cię tylko, nie mów rodzicom.
-Myślisz, że to dobry pomysł? Przecież kiedyś i tak się dowiedzą. Jesteś pewny?
-Michalina, proszę cię, nie mów rodzicom.
Blondynka westchnęła tylko głośno. Zawsze stała murem za swoim bratem, ale tym razem nie popierała jego decyzji. Wyobrażała sobie reakcję rodziców, kiedy za kilka lat dowiedzieliby się prawdy.
-Mam nadzieję, że chociaż kiedyś ją poznam...
-W obecnej sytuacji niczego nie mogę ci obiecać... Przepraszam cię, idę wziąć prysznic, zaraz wrócę.

Wysiadła z pociągu na dworcu głównym. Lipcowy wiatr rozwiewał jej blond kosmyki. Ona, Antonina Iwanowna, w końcu zdecydowała się wykonać pierwszy krok w kierunku Kwasowskiego. To był ten dzień. W ten dzień na świat miała przyjść jej mała kruszynka. Rano obudziła się ze łzami w oczach. Wrocław przykryty był ogromną pokrywą chmur, co wcale nie poprawiało stanu Kazanki.
Postawiła stopy na betonie bielskiego dworca. Pogoda w Bielsku-Białej była typowo wakacyjna - upał, słońce, delikatny wiatr. Zupełne przeciwieństwo stolicy Dolnego Śląska. Drogę do mieszkania przyjmującego znała na pamięć. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki i udała się na duże osiedle. Samochód siatkarza stał tam, gdzie zwykle. Blondynka miała przynajmniej pewność co do jego obecności. Weszła na odpowiednie piętro i z małej torby zawieszonej na ramieniu wyciągnęła białą kopertę. Cicho zapukała do drzwi dwa razy i przymknęła powieki, bojąc się jego widoku. Po chwili uderzyło ją ciepło dochodzące z mieszkania. Podniosła powieki. Za progiem stał on. Tak samo idealny. Tak samo przystojny. Tak samo jej. Zagryzła wargi czekając na jego reakcję. Bała się. Bo albo ją przywita z otwartymi ramionami, albo każe jej się wynosić. Nie było nic po środku.
-Tosia? - dopiero w tamtym momencie zauważyła, że stał przed nią w samym ręczniku na biodrach, a z włosów skraplała się woda.
Zmienił się. Obciął przydługie kiedyś włosy, schudł. Spojrzała w jego brązowe oczy, w których szalały drobne iskierki. Ucieszył się, a kamień, który ciążył na sercu dziewczyny, spadł, ciężko odbijając się od ziemi. Po chwili jednak z salonu, który znajdował się naprzeciwko wejścia do mieszkania, wyszła wysoka blondynka, uśmiechając się życzliwie. Mina Kazanki zmieniła się diametralnie. Serce rozszalało się, a jedyną myślą była ucieczka. Rozum toczył wojnę z sercem. Nie minęło kilka sekund, a Iwanowna podjęła decyzję. Po raz kolejny zawiodła się na siatkarzu. Zbiegła szybko po schodach, zalewając się łzami.
-Tosia, zaczekaj! Tośka!
Kwasowski złapał dziewczynę dopiero przy wyjściu z klatki. Pociągnął ją z drobną dłoń tak, by spojrzała w jego stronę.
-To nie tak, jak myślisz! - rzucił.
Kazanka zaśmiała się tylko siatkarzowi w twarz.
-Tak? - zapytała przez łzy. - Tak? Kamil, kurwa, za każdym razem się tak tłumaczysz! A ja, głupia, chciałam wszystko naprawić...
-Tosia... To była Michalina. Moja siostra, pamiętasz?
Iwanowna spojrzała na niego ze zdezorientowaniem. W jej głowie kotłowały się miliony myśli. Co jeśli po raz kolejny kłamał? Rzucił łatwe kłamstewko? Tylko, że w jego oczach było tyle prawdy, tyle szczerości...
-Toś... Na prawdę, musisz mi uwierzyć. - złapał jej twarz w dłonie, a dziewczynę przeszedł prąd. - Jeśli chcesz, pójdziemy na górę i ona wyciągnie ci dowód osobisty, a na nim zobaczysz nazwisko Michalina Kwasowska.
-Przepraszam... - wyznała ze skruchą.
-A teraz chodź... Nie chcę, żeby ktokolwiek widział mnie z samym ręczniku na tyłku.

Antoninie było wstyd. Do mieszkania Kwasowskiego weszła ukrywając twarz w długich włosach. Michalina pożegnała się z bratem, obiecując wizytę w innym dniu. Kamil nie mógł ukryć zdezorientowania. Był zaskoczony przyjazdem Kazanki, ale jednocześnie cieszył się. Przyniósł dziewczynie sok pomarańczowy i usiadł obok niej na kanapie.
-Jak mniemam... - zaczął, ale Iwanowna przerwała mu.
-Pozwól, że zacznę. Po pierwsze, chciałabym ci podziękować za tyle czasu. Ogarnęłam swoje życie, pozbierałam się, dojrzałam do pewnych decyzji. Nie mogłabym się tak po prostu z tobą nie spotkać... szczególnie w dzisiejszym dniu.
Kwasowski niewiele rozumiał z tego, co powiedziała blondynka. Spojrzał na kalendarz w celu sprawdzenia daty, bo przecież nie zapomniał o niczyich urodzinach, ani żadnej ważnej imprezie. Kalendarz pokazywał dzień trzynastego lipca. Antonina w tym momencie podała mu białą kopertę, którą od kilkunastu minut trzymała w dłoniach. Otworzył papier i wyciągnął z niego zdjęcie.
-Na dziś miałam termin. Chciałabym, żebyśmy w końcu załatwili tę sprawę raz na zawsze.
Kamil spojrzał na zdjęcie USG, a na nim ujrzał tę małą istotkę. Przypomniała mu się noc, którą spędził na ciągłym piciu, wylewając żale Włodarczykowi.
-Sasza...
-Mogę je zatrzymać? - zapytał, czym zdziwił dziewczynę.
-Tak, oczywiście.
-Przykro mi, że się tak stało.

Białe wino, pięć paczek chusteczek, rozmazany makijaż i on, obejmujący ją, zapewniający schronienie w swoich ramionach. Słuchał, uważnie analizując każde wypowiedziane słowo. Niejedno wbiło małą szpilkę w jego serce, ale niejedno też stało się ukojeniem. Sypialnia chłopaka stała się pewnego rodzaju miejscem spowiedzi. Kazanka wylała z siebie wszystko, począwszy na ich pierwszym spotkaniu w bełchatowskim mieszkaniu Wojtka, a skończywszy na poważnych rozmyślaniach czy w ogóle przyjeżdżać do Bielska-Białej.
-... i wtedy... wtedy spadłam. Co było później, nie pamiętam. Nie pamiętam jak trafiłam do szpitala. Nie pamiętam co się stało dopóki nie wybudziłam się ze śpiączki. Wiem tylko, że Wojtek był cały czas przy mnie.
-Jeśli tylko go kiedyś spotkam... Nie ręczę za siebie.
-To i tak nic nie zmieni. Stało się.
-Obiecuję ci, że jeśli tylko dasz mi, wiem, kolejną szansę, będziemy mieć dziecko. I to nie jedno.
-Kamil, posłuchaj mnie. Wiem, że to, co za chwilę usłyszysz, wcale ci się nie spodoba. Wiem, bo jestem świadoma, jaki jesteś. Wtedy, gdy... sam wiesz, ciebie już nie miałam. Jak przyjechałeś z Gabrielą do Wrocławia, a potem uderzyłeś Wojtka... On wrócił, pocałował mnie, a potem rzucił tekst, że przynajmniej teraz miałeś mu za co przywalić. Bo między nami, prócz tej feralnej imprezy na samym początku, nic nigdy nie było. Pokłóciliśmy się. Dosyć ostro. Więc i on się ode mnie odwrócił. Twierdził, że to wszystko moja wina. Gab... Sam mnie rozumiesz. Zdradziła mnie. Nie miałam więc nikogo, a Sasza... Sasza za bardzo przypominałby mi o was. Nie zniosłabym tego. I wtedy...
-Czekaj. Chyba nie chcesz mi powiedzieć...?
-Tak, Kamil. Chciałam usunąć dziecko.
Kwasowski wstał z łóżka i nerwowo przechadzał się po pokoju. Dochodziła czwarta nad ranem, a jego dusza oszalała. Nie mógł pojąć, że Antonina chciała dokonać aborcji, chciała zabić człowieka!
-Nie wierzę, że byłabyś w stanie to zrobić. - spojrzał na nią. Chowała twarz w czarnej poduszce.
-Miałeś się o tym nie dowiedzieć... - podała mu swój notes. - Znajdź dwudziesty siódmy lutego.
Kwasowski szybko przewertował notatnik. Odnalazł właściwą datę i przysiadł na łóżku.
-Nie wierzę.

27.02 - 10.00 - Zabieg.

***

Rozdział, który wywołał u mnie skrajne emocje.
Od wzruszenia, przez radość, aż po łzy przy fragmencie szczerej rozmowy Tosi i Kamila.
Wracamy na właściwe tory.
Mam nadzieję, że to przypadnie Wam do gustu.

To chyba tyle,
pozdrawiam Was serdecznie,
maturzystom życzę powadzenia!
Trzymam za Was kciuki! Mnie to czeka za rok.
Em.

sobota, 23 kwietnia 2016

XXIX. Cholernie sie ciesze, ze cie tutaj mam przy sobie.

Z drżącymi rękoma podążała do gabinetu prezesa. Dokumenty, które dzierżyła w dłoni nie były wcale kolejnymi raportami z działań marketingowych bielskiego klubu. Ba, wcale nie oznaczały dla włodarza niczego dobrego. Cicho zapukała do drzwi. Gdy usłyszała wezwanie, nacisnęła na klamkę, a zaraz później ujrzała siedzącego za ogromnym biurkiem prezesa. Delikatnie uśmiechnął się do szatynki i jakby szukając kolejnego żartu, którymi zawsze witał dziewczynę, zmarszczył czoło.
-Czyżbyś przyszła przedstawić mi plan na kolejną akcję marketingową? - zaśmiał się.
Husko tylko zagryzła wargę, bo to, co było w dokumentach wcale nie było kolejnych chwytem. Gabriela spojrzała na mężczyznę, a potem podsunęła mu białą kartkę papieru. Włodarz bielskiego klubu zsunął okulary z czoła i przyjrzał się papierowi. Szybko przeczytał treść, a następnie podniósł wzrok na dziewczynę.
-Dlaczego chcesz się zwolnić? - zapytał niewiele rozumiejąc z decyzji Gabrieli. - Źle ci u nas?
-Nie, broń Boże. Po prostu... Powiedzmy, że zmusiła mnie do tego sytuacja życiowa...
-Coś się dzieje, Gabrysiu? Proszę, usiądź, bo zacząłem się martwić.
-Absolutnie nic się nie dzieje, panie prezesie. Po prostu wyprowadzam się z Bielska.
-Aa... - westchnął pracodawca z uśmiechem. - Czyżby za twoją decyzją stał niejaki pan Włodarczyk?
-Przejrzał mnie pan.
-Hm... Taki pracownik jak ty to skarb. Muszę wziąć pod uwagę Wojtka przy kompletowaniu drużyny na nowy sezon...
-Wierzę, że Maciek i Ela dadzą sobie radę beze mnie. Do końca sezonu pozostało niewiele.
Prezes klubu spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. Po chwili namysłu wyjął z szuflady biurka pieczątkę, złożył na dokumencie zamaszysty podpis i przybił stempel. Podał Gabrieli dokument.
-Pamiętaj, że zawsze będzie tu dla ciebie miejsce i już zawsze będziesz częścią naszej małej rodziny. Dziękuję ci Gabrysiu za wszystko.

Wszystkie kartony zapakowane były już w samochodach Wojciecha i Gabrieli. O dziwo, całość idealnie się w nim zmieściła i para nie musiała prosić Kamila o przysługę przewiezienia rzeczy. Husko miała wyrzuty sumienia, że zostawia Kwasowskiego samego w Bielsku. Przyjmujący zapewniał ją jednak, że nie jest dzieckiem i da sobie świetnie radę.
Stała na środku niewielkiego salonu, w którym było pusto. Puste półki, ściany, tak jakby to nie było jej mieszkanie. W sumie - do czasu. Od następnego dnia już miało nie należeć do niej, a nowym domem szatynki miało się stać lubińskie mieszkanie. Pożegnanie z bielskim przyjmującym wcale nie należało do łatwych. Codzienne kontakty miały się ograniczyć jedynie do tych telefonicznych i rzadkiego spotykania podczas świąt, meczy, krótkich urlopów czy wakacji. Gabriela wiedziała jednak, że dobrze robi zamieszkując z Włodarczykiem. Cieszyła się także, że będzie miała o wiele bliżej do Wrocławia i o wiele częściej będzie mogła odwiedzać Iwanowną. Spojrzała na Kamila. Stał oparty o beżową ścianę przedpokoju i przypatrywał się dziewczynie z lekkim uśmiechem na ustach.
-Gab, naprawdę się cieszę, że w końcu wszystko się układa.
-Będę tęsknić. - podeszła do chłopaka i wtuliła się w jego ciało.
-Ej, mała, przecież Lubin to nie koniec świata. Poza tym za niedługo gramy u was. Szkoda tylko tracić taką panią PRowiec.
-Znajdziecie jeszcze lepszą.

Stali przed ciemnymi drzwiami lubińskiego mieszkania. Wojtek nerwowo szukał po kieszeniach kluczy, a Gabriela przyglądała się klatce schodowej, na którą nigdy nie zwracała uwagi. Dwie walizki i szary karton stały u ich stóp. Po kilku sekundach przyjmujący wyciągnął pęk kluczy z torby i otworzył drzwi. Dziewczyna już chciała przejść przez próg, ale siatkarz skutecznie jej to uniemożliwił chwytając za rękę.
-Zaczekaj. - wstawił do przedpokoju wszystko, co stało na korytarzu, a następnie złapał Gabrielę i przeniósł ją przez próg, nogą zamykając drzwi.
Postawił ją dopiero na podłodze w salonie. Złożył na jej ustach namiętny pocałunek, a następnie mocno przytulił do siebie.
-Cholernie się cieszę, że cię tutaj mam przy sobie.

Jeszcze tego samego dnia wszystkie rzeczy szatynki znalazły swoje miejsce w garderobie. Wczesnym rankiem Wojtek pojechał na trening. Wrócił po dwóch godzinach, zastając Gabrielę zaczytaną w lubińską gazetę. Usiadł na kanapie obok dziewczyny, witając się z nią buziakiem w policzek.
-Co robisz? - zapytał, zerkając w gazetę.
-Szukam pracy.
-Zostaw to. - rzucił, zabierając dziewczynie prasę.
-Wojtek, nie chcę być na twoim utrzymaniu.
-Nie o to chodzi. Po prostu być może niedługo znów będziemy musieli się przeprowadzić.
-To znaczy? Nie rozumiem.
Włodarczyk zerknął na dziewczynę z lekkim uśmiechem.
-Dostałem propozycję rocznego kontraktu.
-Skąd?! - Husko nie ukrywała zaskoczenia.
-Bełchatów.

*

Z chłodnego marca zrobił się gorący czerwiec. Sezon ligowy zakończył się i na dobre rozpędził ten reprezentacyjny. Kamil zaprzestał kontaktu z Iwanowną. Stwierdził, że skoro ona sama powiedziała, że nie jest dla niej to łatwe, da jej tyle czasu, ile będzie potrzebować i nie odezwie się dopóki ona nie zrobi tego pierwsza. Nie ukrywał też, że brakuje mu Gabrieli. Przyzwyczaił się do jej obecności w jego codziennym życiu, ale mimo wszystko cieszył się jej i Wojtka szczęściem. Wymazał z podświadomości wspomnienia, otwierając nową, zupełnie czystą kartę.

Stanął na gorącym piasku, który parzył w stopy. Żółto-niebieska mikasa spoczywała w rękach Kwasowskiego, by po chwili znaleźć się na drugiej stronie boiska. Przyjmujący ciągle miał wrażenie obecności Kazanki. Karcił się za to w myślach, ale nie mógł pozbyć się irytującego odczucia.
-No Kwasu, noo... - ponaglił go Włodarczyk, kiedy Bielszczanin zwlekał z posłaniem piłki.
Kamil rzucił piłkę w stronę drewnianej ławki i usiadł na piasku. Ogarnął wzrokiem bielskie Błonia i zatrzymał wzrok na przyjacielu.
-Kontaktowała się z wami? - zapytał.
-Czasem.. ale odkąd wyjechaliśmy z Lubina, tylko sporadycznie wymieniamy telefony czy smsy. Kamil, dalej ci to leży na serduchu, nie?
-Nie, no co ty, kurwa, serio?
-Wyluzuj.
Siatkarz BBTSu odwrócił się w kierunku Wojtka.
-Dalej nie mogę sobie wybaczyć tego, że tego małego człowieka nie ma.

Zimna butelka gazowanej Kropli Beskidu przyjemnie chłodziła czoło Kwasowskiego. Wojciech w tym czasie przygotowywał magiczną miksturę na kaca dla przyjaciela, którego każdy najmniejszy hałas przyprawiał o coraz to głośniejsze jęki bólu. Noc w mieszkaniu Kamila minęła na kilkugodzinnej libacji alkoholowej w wykonaniu samego Bielszczanina. Włodarczyk pełnił natomiast funkcję pocieszyciela. Przyjmujący BBTSu przechodził trudny okres, ta noc stanowiła dla niego noc prawd, szczerej rozmowy z przyjacielem. Topił swoje smutki z wysokoprocentowym alkoholu, wylewając Wojtkowi swoje żale.
-Masz. Wypij to. - siatkarz podał przyjacielowi wysoką szklankę z napojem.
-Jestem idiotą. Przejmuję się laską, która kompletnie ma mnie w dupie, wlewam w siebie litrami wódkę i się staczam.
-Brawo, mistrzu.
-Powinienem ją olać?
-Powinieneś z nią w końcu na poważnie porozmawiać. - przyznał zabierając do kuchni puste butelki. - Ale ty jesteś Kwasowski. Honor ci na to nie pozwoli.
-Kurwa, Włodi!
-Ogarnij dupę, Kamil. Bo za niedługo może być za późno.

Wyszedł. Tak po prostu. Trzasnął drzwiami i skierował się w stronę Andrychowa...


***

Do brązowego medalu jeden krok! Jeden jedyny krok, nic więceeej!
Witam w pochmurną sobotę!
To coś wyżej zostawiam Wam do oceny.

Zapraszam na Hipotermię. Pojawiło się tam ważne info ;)

I Win, nie denerwuj się na mnie, że tak długo musiałaś czekać.
Nasze ostatnie rozmowy wyglądały następująco:
Win: Emmmmmmmmm
Em: PISZE KURWA!

Pozdrawiam!
Em.

*Patrzcie i podziwiajcie!
Kamil nie wziął przykładu ze swoich poczynań rok wstecz i tym razem ma coś lepszego na głowie*
**Nie mogłam patrzeć na jego łysą pałę rok temu**




sobota, 9 kwietnia 2016

XXVIII. Chce twoj wzrok, twoj zapach, twoje gesty...

Wszystko powoli wracało do normy. Przynajmniej tak to wyglądało z boku. Gabriela i Wojciech wrócili do siebie, a Kamil wraz z Antoniną odbudowywali swoje zaufanie. Największym zmartwieniem Kwasowskiego było jednak co innego. Bał się, że nie uda mu się pogodzić pracy i wizyt u Iwanownej. Już wystarczająco dużo treningów ominął i tylko dobrą wolą trenera Stelmacha było to, że przymykał oko na poczynania Kamila. Przez to, przyjmujący coraz rzadziej pojawiał się na boisku, ale mimo to nie żałował. Czuł, że siatkówka jest ważna, bo jak mówił - żyje, by grać i gra, by żyć, ale to Kazanka stała teraz na pierwszy miejscu w hierarchii.

Była połowa marca. Przez chmury na niebie zaczęło przebijać się lekkie słońce, wpadając do sypialni lubińskiego przyjmującego. Przez uchylone okno było słychać śpiew ptaków, a zbyt długa gałąź drzewa irytująco stukała o szklaną szybę. I w tym wszystkim oni - pogrążeni we śnie, przytuleni do siebie. Tak, jak to miało wyglądać nieprzerwanie od samego początku. Kilka minut po ósmej powieki Gabrieli podniosły się. Dziewczyna leniwie przetarła oczy i spojrzała na drugą stronę łóżka. Wojtek spał odwrócony twarzą ku niej, a na jego ustach malował się delikatny uśmiech. Kilkudniowy zarost dodawał mu uroku, a zbyt długie kosmyki włosów opadały na blade czoło. Gabriela pochyliła się i złożyła na policzku chłopaka delikatny pocałunek, a następnie zarzuciwszy na swoje ciało jego błękitną koszulę, opuściła sypialnię.
Kawa w ekspresie powoli się parzyła, a dziewczyna z uśmiechem na ustach przyglądała się zabieganym na ulicy ludziom. Już nie mogła się doczekać, aż każdego ranka będzie mogła tak witać nowy dzień. Jedyną barierą było teraz tylko złożenie wypowiedzenia w bielskim klubie. Odgoniła od siebie niechciane myśli i nalała do filiżanki czarnej kawy. Napój przyjemnie rozgrzewał jej ciało i drażnił nos. Po chwili poczuła na swojej szyi oddech.
-Chcę twoją skórę, twój język, chcę twój wzrok, twój zapach, twoje gesty... - Wojtek wyszeptał kawałek dobrze znanej im piosenki.
-Dzień dobry, jak się spało?
-Ktoś mi w tej czynności sprytnie przeszkadzał, ale nie narzekam, dziękuję.
Przyjmujący wziął Gabrieli z rąk naczynie i napił się kawy. Później odstawił je na blat i przytulił do siebie mocno szatynkę.
-Kocham cię, Gab.

Punkt godzina dwunasta para pojawiła się we wrocławskim szpitalu, skąd po odwiedzinach u Iwanownej, miała zabrać Kamila i we trójkę mieli jechać do Bielska. Trzymając się za rękę przemierzali długi korytarz budynku, aż w końcu trafili do odpowiedniej sali. Kamil obecny był już przy Kazance i próbował jej coś wytłumaczyć.
-Tosia. - zaczął jeszcze raz. - Uważam, że tak będzie lepiej. Ktoś będzie miał na ciebie oko, a i ty nie będziesz sama. Proszę cię, pozwól się zabrać do Bielska.
-Nie, Kamil. Zostaję we Wrocławiu.
-Pani Antonino... - w sali pojawił się lekarz. - Niestety, nie mam dla pani dobrych informacji. Wyniki badań nie wyszły najlepsze. Ma pani zbyt niski potas oraz kilka innych witamin, które będziemy musieli podać pani dożylnie. Jutrzejszy wypis ze szpitala jest niemożliwy. Pomęczymy się jeszcze kilka dni. - przekazał wiadomość z uśmiechem.
-Czy to konieczne?
-Niestety. Przyjdę do pani później. Widzę, że ma pani gości.
-Tosia.. - bielski przyjmujący złapał drobną dłoń blondynki, a ta ciepło się do niego uśmiechnęła. - Muszę jechać do Bielska. Muszę się pokazać na hali. Ale wrócę, obiecuję ci to, i zabiorę cię do siebie. Chcę się tobą zająć.
-Nie jestem dzieckiem, ale dziękuję. Moja wizyta na śląsku nie będzie konieczna.

Dochodziła siedemnasta, a Wojciech wykonywał ostatnie manewry swoim samochodem. Najpierw odwiózł Kamila do jego mieszkania, by ten wziął szybki prysznic, a następnie pojechał na wieczorny trening, a później skierował się na jedno z większych osiedli stolicy Podbeskidzia. Po dwudziestu minutach padł na kanapie w salonie Husko.
-Muszę wracać do Lubina... - rzucił bezsilnie.
-No na pewno. Nigdzie mi się dziś, kochanie, nie ruszasz. Pojedziesz rano. Zdążysz na trening.
Gabriela usiadła na kanapie i pozwoliła, by Wojciech ułożył głowę na jej kolanach. Siedzieli w ciszy. Napawali się swoją obecnością, bo wiedzieli, że za niedługo znów będą musieli się rozstać. Przymknięte powieki przyjmującego świadczyły o tym, że dotyk dziewczyny sprawia mu przyjemność. Po chwili jednak telefon siatkarza dał o sobie znać i rozdzwonił się w najmniej oczekiwanym momencie.
-Halo? Tak, Wojciech Włodarczyk. Coś się stało? Ale... Ale jak to jest możliwe? Dobrze, dziękuję za wiadomość. Do widzenia.
-Co się stało?
-Dzwonili ze szpitala... Tośka wypisała się na własne żądanie.
-Jak to?
-Nie wiem...

*

Szybki prysznic po wieczornym treningu i Kamil już podążał do swojego samochodu pozostawionego na parkingu. Czarną torbę z logo BBTS rzucił byle jak na tylne siedzenie i zasiadłszy za kierownicą zerknął jeszcze na wyświetlacz telefonu, gdzie czekały na niego trzy nieodebrane połączenia i jeden sms - wszystko od Wojtka. Otworzył kopertę i przeczytał szybko treść.
-Kurwa!

Nie minęło piętnaście minut, a Kwasowski stał pod drzwiami mieszkania Gabrieli. Czekał krótko. Otworzył mu Włodarczyk i gestem ręki zaprosił do środka.
-Jadę do Wrocławia. - rzucił Bielszczanin.
-To my jedziemy z tobą.
-Nie... Zostańcie, to nie ma sensu. Jak będziemy tak wszyscy wokół niej skakać, przyzwyczai się i będzie już tak zawsze. Jedno pstryknięcie palcem i Tosia owija sobie wszystkich wokół niego. Pojadę pogadam z nią tak, jak powinienem był zrobić to już dawno. Będę dzwonił.
I tyle po nim było...
W stolicy Dolnego Śląska mężczyzna pojawił się grubo po godzinie dwudziestej trzeciej. W mieszkaniu Iwanownej świeciło się światło, więc przyjmujący miał pewność co do obecność Kazanki. Wbiegł szybko na odpowiednie piętro kamienicy i zapukał do drzwi. Niczego nieświadoma Antonina otwarła je i zdziwiła się na widok siatkarza.
-Co ty tu robisz? - zapytała.
-Musimy pogadać. Teraz już na poważnie.

Wino powoli znikało z kieliszka Kazanki. Pozwoliła sobie tylko na jedną lampkę, Kamil natomiast popijał gorącą herbatę. Siedzieli w ciszy. Mała lampa stojąca w rogu salonu tworzyła półmrok w pomieszczeniu, a oni na puchowym dywanie zbierali się do tego, by zacząć. Kamil chciał jej tyle powiedzieć, a nie potrafił. Antonina natomiast nie wiedziała jak wytłumaczyć swoje dziecinne zachowanie.
-Czy ty serio nie widzisz, że mi na tobie zależy? - zapytał w końcu.
-To nie takie proste.
-Co nie jest proste? Byłem przy tobie w każdym momencie, kiedy mnie potrzebowałaś. Znosiłem twoje humorki. Jestem przy tobie teraz, a ty nadal taka jesteś.
-Jakby nie było, zdradziłeś mnie. Nie jest mi łatwo znów ci zaufać. - spuściła głowę. Nie mogła spojrzeć mu w oczy.
-Jedno potknięcie...
-Kamil, to, że powiedziałam, że mamy czystą kartę, nie oznacza, że od razu wpadnę ci w ramiona i będzie tak, jak wtedy, kiedy się poznaliśmy. Jestem osobą dosyć zamkniętą w sobie. Musisz też popatrzeć na moje potrzeby.
-Po naszej rozmowie w szpitalu myślałem, że się coś zmieniło, ale jak widać, myliłem się. - wstał w paneli i udał się ku wyjściu. - Daj znać jak się namyślisz.

W Bielsku pojawił się około czwartej nad ranem. Powieki już same opadały, ale dzielnie trzymał się za kierownicą. Dokładnie dwanaście minut po pełnej godzinie położył się do łóżka. Czuł się to koniec. Mimo ogromnego zmęczenia, gdy tylko ułożył swoje ciało na pustym materacu, nie mógł zasnąć. Miliony myśli zalały jego głowę i za nic nie chciały odpuścić. Obwiniał się. Bo to była jego wina - przynajmniej tak sądził. Gdyby nie ta jedna jedyna noc... Pewnie spałby teraz w najlepsze z Antoniną u boku, przytulając się do jej pleców i trzymając dłoń na jej brzuchu. Rano wstałby, wypił kawę, a następnie pojechałby na trening. A tak? Wszystko zupełnie się posypało. Nie tak miało być, Kamilu...

***

Przepraszam za tak długą przerwę.
Nie wiem, co jest.

Dzisiejszy dzień... Pokazał jak niesprawiedliwe jest... wszystko!
Więcej zwycięstw - nie, nie wchodzisz do finału.
Cóż, głowa do góry, walczymy o brąz! ;)

Kawałek, który Wojtek zaśpiewał Gab, pochodzi z piosenki Z Nią, z Tobą zespołu The Pryzmats.
Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję wybrać się na koncert tych Wariatów, polecam!
Wybrałam się na koncert Zeusa, gdzie chłopaki robi support... takiego ognia nie widziałam nigdy!
Pokochałam ich całym serduchem!
I uwierzcie - to, co wrzucają na YT nie oddaje tego, co wyprawiają te Świry na scenie :D

Pozdrawiam!
Em.

The Pryzmats

ZEUS

*Przepraszam za jakość. To tylko snapchat w moim telefonie + jakość Bloggera*
*Na dniach będę miała lepsze video to może w następnym poście wrzucę ;)*