Idealna niedoskonałość

Idealna niedoskonałość

czwartek, 26 maja 2016

XXXII. Teraz, Wlodi, chyba mnie rozumiesz, nie?

Samolot wylądował na płycie warszawskiego lotniska. Piętnaście minut zajęło Gabrieli i Wojtkowi wyjście z samolotu, a kolejne pół godziny przechodzili przez terminal. Odebrali walizki i udali się w stronę hotelu, w którym mieli rezerwację. Piątek mieli spędzić w stolicy, natomiast w sobotę w południe mieli zamiar wyruszyć na Dolny Śląsk. Po zameldowaniu się w hotelu i odebraniu klucza do pokoju, ruszyli na ósme piętro budynku, skąd mieli doskonały widok na panoramę Warszawy.
-Padam na ryj. - westchnął siatkarz, odkładając walizkę po szafę, a później kładąc się na ogromnym łóżku.
-Zdrzemnij się, ja idę pod prysznic.
-Pod prysznic? - Włodarczyk ożywiony podniósł się szybko na łokciach.
-No tak, co w tym dziwnego?
Wojtek spojrzał na dziewczynę z chytrym uśmieszkiem. Husko już wiedziała, co krąży po głowie przyjmującego. Zwinęła szybko koszulkę siatkarza i czystą bieliznę i skierowała się do łazienki. Włodarczyk ruszył w pogoń za nią, ale szatynka zdążyła zamknąć się w pomieszczeniu.
-Ej! - zawołał waląc pięścią w drzwi.
-Też cię kocham!

Nie minęło pięć minut, a telefon siatkarza zaczął wibrować. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Kamila i już po chwili połączenie zostało nawiązane. Wojtek przyłożył komórkę do ucha i przyłożył głowę do białej poduszki.
-Siema, siema! Już w kraju?
-Ja... Jesteśmy już w hotelu.
-Jak było? Opowiadaj! - Kwasowski zaśmiał się do telefonu.
-Serio zajebiście! Stary, następnym razem jedziesz z nami.
-Długo zostajecie w Warszawie?
-Niee, do jutra. W poniedziałek na dziewięćdziesiąt procent będziemy w Andrychowie.
-To widzimy się?
-Innej opcji nie ma. Kwasu, odezwę się później, okej?

Trasa Warszawa-Wrocław ciągnęła się niemiłosiernie. Mimo szczerej chęci spotkania się z Kazanką, Gabriela nie miała ochoty na jakiekolwiek imprezy, w tym wypadku koncert. Wojtkowi natomiast wszystko było obojętne, ale mimo to nie ukrywał, że chce już jechać do Andrychowa i wyłożyć się na leżaku w ogrodzie rodziców. Spojrzał na Gabierlę. Cieszył się z jej obecności przy swoim boku. Zmienił szybko bieg, a następnie ułożył prawą dłoń na odkrytym udzie szatynki i delikatnie potarł kciukiem opaloną skórę. Przez ciało Husko przeszedł prąd. Od kiedy między dwójką wszystko się ułożyło, kiedy tylko Wojtek zbliżał się do dziewczyny, ta natychmiast reagowała - a dokładniej jej ciało reagowało. Spojrzała nieznacznie na Wojtka tak, by się nie zorientował, ale nie wyszła jej ta sztuka. Wojtek zarejestrował uwagę Gabrieli i przesunął dłoń wyżej.
-Weź.
-Hm?
-Błagam.
-O co?
-Dobrze wiesz. - mówiła już przez zaciśnięte zęby.
Nagle Wojtek wycofał dłoń i z powrotem ulokował ją na kierownicy. Spojrzał na dziewczynę i próbował powstrzymywać śmiech. Zsunął na nos okulary przeciwsłoneczne i wcisnął pedał gazu.
-W poniedziałek będziemy już w domu.

Przed dziewiętnastą parkowali pod wrocławskim klubem, w którym miał odbyć się koncert Taco Hemingwaya. Iwanowna poinformowała ich, że przyprowadzi swojego znajomego, ale nie chciała zdradzić kogo konkretnie. Garbiela obawiała się lekko, że nowy kolega może mieć negatywny wpływ na relacje Kazanki z Kwasowskim. Jakie było zdziwienie pary, kiedy przed wejściem do klubu ujrzeli Antoninę w towarzystwie osoby, którą tak dobrze znali...

*

Cisza w salonie Kazanka stawała się coraz bardziej irytująca, a gęsta atmosfera w powietrzu wcale nie poprawiała sytuacji. Ba! Nawet ją pogarszała. Z łazienki dobiegał szum suszarki do włosów i Kwasowski modlił się, by Iwanowna jak najszybciej dołączyła do nich. Odkąd poznał Malinowskiego, nigdy nie pałał do niego sympatią. Zawsze wydawał mu się cwaniaczkiem, który myśli, że może wszystko.
-Długo znacie się z Iwą? - zapytał atakujący.
-Przeszło rok.
-To naprawdę świetna dziewczyna. Mamy sporo wspólnego.
Gdybyś tylko wiedział kim jestem, spieprzyłbyś stąd w ciągu minuty. - pomyślał Bielszczanin, ale zanim cokolwiek powiedział, mocno ugryzł się w język.
Po chwili dla Kwasa przyszło zbawienie - Kazanka opuściła łazienkę i była gotowa do wyjścia z domu. Malinowski udał się do przedpokoju, by założyć buty, a Kamil zaciągnął dziewczynę do kuchni.
-Powiedz mi, co jest grane? - zapytał cicho.
-Ja, Mateusz, Gab i Wojtek idziemy na koncert Taco. A że przyjechałeś, idziesz z nami, wejściówki jeszcze są.
-Toś... Jestem o niego zazdrosny...
-Głuptas!
Kazanka już chciała opuścić kuchnię i dołączyć do stojącego na klatce schodowej Malinowskiego, ale Kwasowski złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Spojrzał Iwanownej głęboko w oczy.
-Powiedz mi, że nic was nie łączy.
Blondynka głośno westchnęła, ale uśmiechnęła się lekko i ułożyła prawą dłoń na policzku siatkarza.
-Nic mnie nie łączy z Mateuszem.

Punkt dwudziesta na scenie wrocławskiego klubu Alibi rozbrzmiała muzyka. Za DJką bawił się młody chłopak, a po chwili przed mikrofon wskoczył on - tak uwielbiany przez Antoninę Taco Hemingway. To paradoks. Jeszcze nie tak dawno, kiedy Kwas razem z Wojtkiem i Gabrielą wybierali się na koncert Rasmentalism, mówiła, że nie lubi takiej muzyki, a sama teraz idzie na takowy.
Kamil był widocznie zdenerwowany. To głupie. Przecież jechał do Antoniny z taką radością. Miał zamiar spotkać się z dziewczyną i spędzić z nią kilka dni.  A tymczasem wokół Kazanki zaczął kręcić się Malinowski! Kwasowskiego rozsadzało od środka, kiedy po koncercie, w małej wrocławskiej knajpce, Mateusz prawił Iwanownej komplementy, a ta słała do niego raz po raz perlisty uśmiech.
-Ej, stary, wyluzuj. - rzucił Wojtek w stronę Bielszczanina, kiedy dziewczyny wyszły do toalety, a Malinowski do samochodu po telefon.
-Serio? Powiedz mi jak mam wyluzować jak on zaraz na moich oczach ją przeleci!
-Znam go trochę, graliśmy w jednym klubie i jestem pewny, że nie tknąłby zajętej laski.
-Tośka nie jest zajęta. - powiedział poważnie Kwasowski.
-Czyli...
-Nie. Nie wróciliśmy do siebie.
-Gdzie Mateusz? - zapytała Gabiela po powrocie.
-Wyszedł do samochodu.
-Szczerze to nie sądziłam, że taki fajny z niego facet. Serio.
Wojciech zmierzył swoją dziewczyną wzrokiem.
-Teraz, Włodi, chyba mnie rozumiesz nie?

Dochodziła północ, a Kwasowski... a Kwasowski zatapiał swoje smutki przy barze. Włodarczyk dzielnie wspierał przyjaciela, ale za każdym razem, kiedy tylko zerknął w stronę parkietu i widział swoją dziewczynę wraz z Iwanowną w towarzystwie Malinowskiego, szanse na pocieszenie Kamila były coraz to marniejsze.
-Włodi, kurwwwa.. - zabełkotał. A skoro Kamil Kwasowski zalał się w trzy dupy, znaczyło, że było źle. - Ona mnie nie kocha. I tyle. Wale to. Wracam do Bielska.
-Chyba cię pojebało. Siadaj. Idę po kluczyki i odwiozę cię do mieszkania Tośki.

Wyświetlacz telefonu wskazywał czwartą dziesięć. Szybka kuracja wytrzeźwiająca Wojtka pomogła. Kwasowski siedział na balkonie czwartego piętra i czekał. Czekał na co? Na Antoninę? Na całkowite wytrzeźwienie? Na jakikolwiek pomysł? Jego głowa była pusta. Nie krążyły w niej nawet żadne myśli. Podmuch chłodnego wiatru przypomniał mu, że musi wziąć się w garść. Ujrzał pod klatką Tośkę. Wpisała szybko kod i weszła do bloku. Po chwili dziewczyna znajdowała się już na balkonie. 
-Przepraszam. - szepnęła.
-Za co?
Usiadła tuż obok przyjmującego i oparła głowę na jego ramieniu.
-Ta cała akcja z Mateuszem... Mogła dziwnie wyglądać z boku... Po prostu chyba sobie coś ubzdurał i próbuje mnie poderwać. Na jego nieszczęście, bez powodzenia. Nie bądź na mnie zły. Każda kobieta lubi być w centrum zainteresowania faceta, ale nie mam zamiaru mieć nic z nim wspólnego. - siatkarz lekko pociągnął nosem i wyprostował nogi. - Kamil...
-Nie mów nic. - spojrzał na nią. - Po prostu bądź.
Kazanka była zaskoczona. Szukała na twarzy Kwasowskiego jakiejkolwiek odpowiedzi, ale na daremno. Przyjmujący splótł ich palce i złożył na dłoni dziewczyny delikatny pocałunek.
-Szybko wytrzeźwiałeś.
-Włodi ma dobre sposoby.
Przepadła. Pozwoliła, by Kamil zbliżył się do niej i lekko musnął kącik jej ust. Odwzajemniła. Jej dłoń powędrowała w kierunku kołnierzyka koszuli Kamila. Rozpięła najwyżej położony guzik, a po chwili poczuła jak siatkarz uśmiecha się w pocałunku.
-Może wejdziemy do środka?
-Boisz się, że ktoś zobaczy nas na balkonie? - zaśmiał się wodząc nosem po długiej szyi blondynki.
-Nie, po prostu jest trochę chłodno.
Kwasowski nie czekał dłużej. Podniósł Iwanowną, a ta oplotła jego pas nogami. Wszedł do mieszkania i zatrzasnął nogą drzwi balkonowe. Pocałunki pary stawały się coraz gorętsze. Długie palce chłopaka sunęły po nagich już plecach Kazanki.
-Toś. Jesteś wszystkim.

Promienie słońca wdzierały się do sypialni Kazanki. Dziewczyna zerknęła w lewo i po drugiej stronie łóżka ujrzała przyglądającego się jej Kamila. Uśmiechał się, a po chwili wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał policzek dziewczyny.
-Dziękuję.
-Toś.. Wiem, że to nie był żaden krok w naszych relacjach, ale... Określisz się? Chcę wiedzieć na czym stoję.
Wpatrywał się w nią. Czekał na odpowiedź. Bo albo ją pokocha całym sercem, albo całym sercem ją znienawidzi. Cholera! Co on sobie myślał! Przecież nawet jeśli mu odmówi to on i tak będzie za nią szalał. Kazanka nie odpowiadała. Jej wyraz twarzy nic nie mówił. Mina Kwasowskiego zmieniła się diametralnie.
-Wiedziałem.
Szybko poniósł się z łóżka i założył leżące obok bokserki, a następnie wyszedł z sypialni klnąc pod nosem. Po drodze, mimo że na codzień nie palił, zabrał paczkę papierosów, które poprzedniej nocy zostawił na salonowym stoliku i wyszedł na balkon. Odpalił fajkę i oparł się łokciami o metalową barierkę. Po chwili usłyszał zgrzyt drzwi. Zaraz za nim pojawiła się owinięta białą kołdrą Antonina. Nie spojrzał na nią. Zagryzł wargę. Antonina lekko przytuliła się do jego pleców, opierając się bladym policzkiem.
-Kamil.. - Kwasowski nie odezwał się. - Kocham cię.

***

N I E U M I E M J U Ż P I S A Ć .

Przepraszam za opóźnienia, nie wiem kiedy kolejny.
W niedzielę wyjeżdżam na drugi koniec Polski. Wybaczcie jeśli nie będę aktywna u Was.
Pozdrowię Bałtyk od najlepszych czytelników, obiecuję!

Na Hipotermii pojawił się prolog 1. Lato.
Zapraszam serdecznie, bo to coś innego.

Pozdrawiam serdecznie
Em!















niedziela, 8 maja 2016

XXXI. Witam cie, kochanie, w Nowym Jorku!

Obudziła się i spojrzała za okno. Pogoda była piękna. Szybko zerwała się z łóżka i ściągnęła z Wojtka kołdrę. Dobrze wiedziała, że siatkarz jest typem śpiocha i każdą wolną chwilę spędza na śnie. Mimo to z uśmiechem pozbyła się z niego okrycia.
-Wstawaj śpiochu! - krzyknęła wskakując na przyjmującego. - Dzisiaj lecimy!
Włodarczyk podniósł leniwie lewą powiekę i spojrzał na szatynkę. Jej roześmiane oczy, zmierzwione włosy, szeroki uśmiech... krótkie czarne spodenki i koszulka sięgająca za piersi, opinające zgrabne ciało... powodowały, że Wojciech wcale nie miał ochoty wrócić do krainy snu. Poderwał się i oparłszy na łokciach, uważnie przyjrzał się Gabrieli.
-Będzie super. - zapewnił z uśmiechem, a po chwili pocałował dziewczynę.
-Jak tak dalej pójdzie to nie zdążymy na lotnisko.
-Co ja poradzę, że...
-... że zebrało ci się na amory. - zaśmiała się, a Włodarczyk wykrzywił usta.
-Skoro tak uważasz...

Lipcowe słońce przebijało się przez szklane ściany warszawskiego Okęcia. Gabriela wyłożyła swoje długie nogi na krzesełkach naprzeciw niej i sięgnęła po telefon, by choć trochę zająć sobie czas w oczekiwaniu na Wojtka. Włodarczyk poszedł po kawę do lotniskowej kawiarenki, ale ślad po nim zaginął i nie wracał już od ponad dwudziestu minut. Kiedy w końcu pojawił się na linii horyzontu, Husko odetchnęła z ulgą. Po chwili siatkarz dołączył do niej i wręczając kubek z zielonym rysunkiem królowej, zrobił niemrawą minę.
-Co jest? - zapytała.
-Albo miałem zwidy, albo widziałem matkę Tośki...
-Skąd ty wiesz, jak wygląda matka Tośki?
-Kiedyś pokazywała mi zdjęcia... Nie wiem, co jest grane...
Gabriela spojrzała przed siebie, ale zaraz później przeniosła wzrok na chłopaka i położyła dłoń na jego dłoni.
-Nie martw się. Wszyscy damy radę.

Godzina punkt dwudziesta pierwsza wylądowali na John F. Kennedy International Aiport w Nowym Jorku. Godzinę później wsiadali już do nowojorskiej taksówki i kierowali się w stronę hotelu. To miasto żyło nocą. Wymęczeni długą podróżą samolotem wreszcie dostali się do miejsca ich tymczasowego pobytu. Szybko odebrali klucze do pokoju i podążyli w kierunku lokum.
-Witam cię, kochanie, w Nowym Jorku! - zaśmiał się siatkarz kładąc obok dziewczyny na wielkim sypialnianym łóżku.
Gabriela obróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Ten, widząc jej szczęście, ułożył prawą dłoń na delikatnym policzku szatynki i lekko pogłaskał. Zmęczenie odeszło na bok. Podniósł swoje ciało i usiadłszy na nogach Gabrieli, schylił się, a następnie łapczywie wpił w jej usta. Ręka błądziła pod ciemnym t-shirtem, oddechy stawały się coraz szybsze.
-Kocie... rano nie będziesz miał siły wstać...
-Nie mam treningu, mogę leżeć cały dzień.
Nie minęła minuta, a Gabriela nie miała już na sobie koszulki. Przyjmujący składał na biuście dziewczyny miliony pocałunków, a ona sama mocowała się z zapięciem jego spodni. Spojrzała mu w oczy.
-Uzależniasz mnie.

Wakacje w Nowym Jorku miały być tylko krótkim odpoczynkiem, bo przecież miesiąc później mieli wylecieć do słonecznej Italii. Para spędziła jeszcze tydzień w mieście Wielkiego Jabłka, zwiedzając najciekawsze jego zakątki, zaczynając od Brooklynu, przez Manhattan, a kończąc na Bronxie. Kilka dni później oboje znajdowali się już na lotnisku w Warszawie i odbierali swoje bagaże. Podróż do Lubina zajęła im kilka godzin i na parę minut przed osiemnastą byli już w mieszkaniu.
-Tęskniłam za tym. - rzuciła od niechcenia Gabriela widząc leżące na podłodze kartony, które czekały na wywiezienie ich do Bełchatowa. Włodarczyk zaśmiał się pod nosem.
-Rozmawiałem wczoraj z Piechockim. Dostałem adres nowego mieszkania. - podał szatynce kartkę, którą wcześniej wyciągnął z portfela.
-Żartujesz?
-Nie.
Husko spojrzała na małą kolorową karteczkę, na której widniało kilka liter. Z uśmiechem podniosła wzrok na Wojtka i przytuliła się do niego mocno.
-Dobrze wrócić do nowego-starego mieszkania.

*

-Kamil, ja nie chcę mieć dzieci. To kara za to, że chciałam pozbyć się Saszy. Kiedy miałam ustalony już termin... długo się jeszcze wahałam. Bo mimo tego, że tak cholernie mnie to wszystko bolało, przywiązałam się do tej małej istotki... - przyznała, wycierając oczy.
-Jeśli mi tylko pozwolisz, będę przy tobie, Tosia.

Następny dzień nie był tak słoneczny jak poprzedni. Z nieba, które przykryte było chmurami, padał deszcz. Dwójka - Kwasowski i Iwanowna, stali na peronie bielskiego dworca i wyczekiwali pociągu do Wrocławia. Kamil nie wiedział jak się zachować. Nocna rozmowa z Kazanką nadal mocno odbijała się głośnym echem w jego głowie do tego stopnia, że siatkarz nawet nie potrafił porządnie skleić zdania. Patrzył tylko cały czas gdzieś w dal i tylko przytakiwał na słowa Iwanownej.
-Pozwolisz mi do siebie dzwonić.. pisać? - zapytał niepewnie.
-Dlaczego miałabym ci nie pozwolić?
-Nie wiem. Wolę zapytać...
Kazanka przystanęła na ciemnym betonie. Poprawiła na głowie ciemny kapelusz i stanęła bliżej siatkarza.
-Kamil, mimo tego wszystkiego, co się stało, chciałabym żebyśmy mieli normalne relacje. Jak kiedyś. Bo choćbym chciała nie potrafię wymazać tych wszystkich chwil z pamięci.
Czy przyjmujący się przesłyszał? Antonina zszokowała go. Zerknął niepewnie na Kazankę, ale gdy upewnił się, że mówiła to jak najbardziej poważnie, przytulił ją do siebie.
-Toś... Zrobię wszystko, żeby tylko było jak najlepiej.
Spojrzał w oczy dziewczyny, które w tym momencie przepełnione były bólem. Miał wrażenie, że Kazanka zaraz się rozpłacze. Zawahał się. Spojrzał w dal i przemyślał szybko wszystkie za i przeciw. Zdecydował się. Znów zerknął na blondynkę i schyliwszy się, musnął delikatnie jej ust. Nie poczuł sprzeciwu. Pogłębił pocałunek, obejmując w pasie dziewczynę. Po chwili oderwał się od niej i przykładając czoło do jej czoła, szepnął ciche Kocham cię, Toś. Iwanowna uśmiechnęła się lekko w stronę Kwasowskiego, jednak nie odezwała się. Stanęła na palcach i całując szybko Kamila, popędziła w stronę stojącego na torze pociągu.
Dałaś mu nową nadzieję...

Kolejnego dnia zachowanie Antoniny nadal nie dawało spokoju Kamilowi. Jej nagła zmiana zastanawiała Kwasowskiego i nie mogąc znaleźć logicznego wyjaśnienia, zadzwonił  do przyjaciela. Włodarczyk także nie wiedział, co się działo z Iwanowną, bo sam nie miał z nią kontaktu od jakiegoś czasu, jednak polecił siatkarzowi, by utrzymywał z Kazanką kontakt, ale nie za częsty, bo inaczej dziewczyna po raz kolejny się zrazi. Idąc za radą Wojtka, jeszcze tego samego dnia wybrał numer Antoniny i czekał na połączenia.
-Wiesz... - powiedziała po kilku minutach rozmowy. - Niby wszystko już wróciło do normy... ale czegoś mi brakuje.
-Co masz na myśli?
-Tęsknię za Rosją... za ojcem...
Kwasowskiego przeszedł prąd. W jego głowie zrodziła się obawa, że Kazanka wyleci do Petersburga.
-... i za tobą... - przyznała, choć w duchu modliła się, by Kamil tego nie usłyszał. - Kamil... Mam ochotę na pizzę...

Było kilka minut po osiemnastej. Trzy razy zapukał do dębowych drzwi, a po chwili ujrzał Kazankę. Uśmiechnął się szeroko i z uśmiechem na ustach przywitał dziewczynę. Nieco zdziwiona Iwanowna wpuściła Kwasowskiego do swojego wrocławskiego mieszkania i pozwoliła, by ten pocałował ją w policzek.
-Wychodzisz gdzieś? - zapytał wskazując na owiniętą ręcznikiem głowę blondynki i skierował się ku salonowi.
-Yy... No...
-Cześć. - przyjmujący usłyszał charakterystyczny męski głos, który z pewnością nie należał do jego przyjaciela.
Spojrzał na siedzącego na kanapie Malinowskiego. Atakujący Cuprum życzliwie uśmiechnął się w jego stronę, a Kamil stał zdezorientowany między salonem a przedpokojem. Nie wiedział, co jest grane, a co najważniejsze, co, do cholery, Mateusz Malinowski robił w mieszkaniu Iwanownej
-Przeszkadzam? - zerknął na dziewczynę z niemałym zakłopotaniem.
-Co prawda mieliśmy iść na miasto... ale jak przyjechałeś to idziesz z nami. - uśmiechnęła się w jego stronę i zniknęła w łazience.
Kamilu... Wytrzymaj z nim w jednym pomieszczeniu, a wszystkie grzechy zostaną ci odpuszczone... 

***

Kto ukradł mi wenę?
Dla znalazcy przewiduję nagrodę!

Miał być wczoraj, ale uradowana powrotem Czaudera do Bielska nie byłam w stanie napisać choćby słowa. Dziękuję.

Pozdrawiam!
Em.