Joł Ras, Ment znów nie odbiera
Dziś lecimy bez strat, paf paf stratosfera
Niektórzy wyglądają na zmęczonych
Król parkietu objął tron, za dużo pił Corony
Bar oblężony jak wolny mikrofon
Chłopcy muszą się przepychać, co zrobisz? Alkohol
Panny piszczą, telefon dzwoni
Wrzeszczę "Halo, głośniej! Mentos, gdzie jesteś?"
Potrząsnęła głową, by odpędzić się od złośliwych myśli. Ale co, kiedy każdy element jej otoczenia przypominał jej o nim? Nawet Rasmentalism włączony na jakimś mało istotnym kanale muzycznym. Krzątała się po kuchni starając się nie myśleć o niczym związanym z oboma przyjmującymi. Jak na złość. Telefon dziewczyny najpierw zawibrował, a następnie ekran, na którym w dalszym ciągu widniało zdjęcie z Wojtkiem, zaświecił się. Zerknęła na komórkę i ujrzała imię Kamil. Bała się odebrać, ale pomyślała, że w końcu razem pracują, więc może to dotyczyć drużyny.
-Będziesz dziś w pracy? - zapytał na wstępie.
-Już mam wolne. Wracam dopiero po świętach.
-A możesz wpaść dziś na trening? Musimy porozmawiać.
-Kamil, my już nie mamy o czym rozmawiać.
-Muszę. Muszę ci coś wyjaśnić.
Gabriela głośno westchnęła. Spojrzała na zegar i szybko zastanowiła się czy tak naprawdę ma ochotę na kolejne tłumaczenia.
-Będę o wpół do szóstej.
Ze wszystkich zawodników na hali został już tylko Kwasowski. Stał w pomarańczowym polu i przyjmował piłki jedna za drugą. Dawał z siebie sto procent. Walczył o każdą żółto niebieską mikasę jak lew.
-Dobra, Kamil. - powiedział Stelmach posyłając ostatnią piłkę w stronę Kamila. - Koniec, bo się zajedziesz, a za niecały miesiąc Skra. Jesteś nam potrzebny.
Przyjmujący sięgnął po butelkę z wodą i upił łyk. Ujrzał ją. Czyli dotrzymała słowa. Biały ręcznik, który leżał na krzesełku, zawiesił sobie na ramieniu i ruszył w jej kierunku. Wybiegł szybko po schodkach i usiadł obok szatynki. Przez kilka minut panowała głucha cisza.
-Przyjechałam tu, żebyśmy sobie pomilczeli? - zapytała.
-Nie.. przepraszam. - westchnął. - Gab, po prostu chodzi o to, że... popełniłem błąd. Pomyliłem się. Myślałem, że się w tobie zakochałem, a tak serio to było głupie zauroczenie. Tak szczerze to chyba zazdrościłem Wojtkowi... i w pewien sposób chciałem się na nim zemścić.
-Ach tak, czyli ja byłam tylko potrzebna ci do zemsty?
-Nie, ja naprawdę coś do ciebie poczułem, ale to nie była miłość.. Ostatnio zrozumiałem, że nadal kocham Tośkę. I chyba chcę o nią zawalczyć.
-Po co mi to mówisz?
-Chcę być fair wobec ciebie. Wiesz... chcę, żeby było tak jak dawniej.
-Wszystko w twoich rękach, Kamil.
Kroczyła korytarzem bielskiej hali namiętnie wpatrując się w telefon. Nawet nie zauważyła, kiedy z jednego z gabinetów wyszedł Maciej.
-Aż tak kochasz tę robotę, że nawet kiedy masz wolne, przyjeżdżasz?
-Dzisiaj akurat siła wyższa.
-Czyżby ta siła nazywała się Kwasowski?
-Taa... niestety.
Maciek przystanął na chwilę.
-Wesołych świąt, Gabi.
-Wesołych!
-Babciu.. - Antonina westchnęła, kiedy starsza kobieta wypytywała ją o niemal wszystko. - Dużo się dzieje, ale jest w porządku. Uwierz mi.
-Babciu.. - Antonina westchnęła, kiedy starsza kobieta wypytywała ją o niemal wszystko. - Dużo się dzieje, ale jest w porządku. Uwierz mi.
Drugi miesiąc. Nadal nie mogła uwierzyć, że za trochę ponad pół roku zostanie matką. Matką dziecka, którego ojcem jest Kamil. Kiedy tylko pomyślała o przyjmującym serce rozrywało się jej na pół. Jak mogła być tak głupia?! Wizja samotnego macierzyństwa przerażała ją, bała się, że sobie nie poradzi... ale gdzieś w środku, w głębi siebie czuła, że związek z Kamilem można jeszcze uratować.
-Tosia, jeśli coś się dzieje, masz mi natychmiast powiedzieć. Słyszysz?
-Daj, pomogę ci. - wzięła od kobiety brudne naczynia i udała się do kuchni. Chciała ominąć niezręczny dla niej temat. Czuła, że to będą ciężkie święta.
-Tosia, jeśli coś się dzieje, masz mi natychmiast powiedzieć. Słyszysz?
-Daj, pomogę ci. - wzięła od kobiety brudne naczynia i udała się do kuchni. Chciała ominąć niezręczny dla niej temat. Czuła, że to będą ciężkie święta.
*
-Wujek Wojtek! Babcia! Wujek Wojtek przyjechał! - usłyszał stojąc tuż pod drzwiami swojego rodzinnego domu. Piskliwy głos dziecka należał do jego trzyletniego bratanka.
Już po chwili duże dębowe drzwi przystrojone niczym w amerykańskim filmie szeroko się przed nim otwarły. W środku ujrzał uśmiechniętą mamę ze szczerzącym się od ucha do ucha Tymkiem na rękach. Przywitał się z rodzicielką, kurtkę odwiesił na haczyk w przedpokoju, zdjął buty i biorąc małego na ręce, przepuścił panią Dorotę w drzwiach i sam podążył za nią.
-Wojtuś... a gdzie masz Gabrysię? - usłyszał pytanie, którego usłyszeć nie chciał nigdy. - Mieliście przyjechać razem...
-Już nie ma Gabrysi, mamo.
Twarz pani Doroty zbladła. W głowie zaczęły tworzyć się najczarniejsze scenariusze. Z ledwością złapała się balustrady przy drewnianych schodach i głęboko oddychała.
-Co to znaczy, że Gabrysi już nie ma?
-Mamo... Nie bój się. Z nią wszystko w porządku.. Potem ci wszystko wyjaśnię.
Siedział na łóżku w swoim dawnym pokoju. Było kilka minut po dziewiętnastej. Kubek gorącej herbaty ogrzewał jego zimne dłonie, lecz nic nie potrafiło ogrzać jego zimnego serca. Była wigilia świąt Bożego Narodzenia, a on nawet nie czuł tej atmosfery.
-Pamiętasz - odchrząknął - tę dziewczynę, z którą kiedyś przyjechaliśmy do was? - zapytał, a pani Dorota przytaknęła. - Tośka... Kiedy zdobyłem w Bełchatowie brąz, urządziliśmy imprezę. Byli wszyscy z klubu, Gabi, Tośka, Kamil, Zaran, chłopaki z Kęt... już wtedy zgadała się z Kwasem. Od kiedy pamiętam darłem z nią koty. Zawsze wydawało mi się, że chce mnie skłócić z Gabi... Przyznaję, byłem dla niej wredny, ona z resztą dla mnie też, docinałem jej... Polecieliśmy we czwórkę do Hiszpanii i niby tam sobie wszystko wyjaśniliśmy. Było w porządku... Po powrocie Tośka przeprowadziła się z Katowic do Wrocławia, bo zaczęła nowy kierunek studiów. W międzyczasie z Kamilem zostali parą, a ja przeniosłem się do Lubina. Ciągłe treningi, mecze, wyjazdy.. z Gab oddaliliśmy się od siebie, widywaliśmy się rzadko. Jakiś czas temu byłem we Wrocławiu, zobaczyć, co u Tośki, bo nie najlepiej się czuła, miała jakieś problemy z Kamilem, nie mogli się dogadać...
-Spokojnie... - pogładziła wojtkowe ramię, widząc, że mu ciężko.
-Rozstali się. Zostałem u niej na noc i kiedy rano się obudziłem, przyjechała Gabi z Kwasem... Pomyśleli, że ich zdradziliśmy, a to była nieprawda. Wybiegłem za Gab. Potem przyszedł Kamil. Przyznali mi się, że mieli romans.. Generalnie wszyscy jesteśmy teraz skłóceni, a Tosia.. jest w ciąży z Kamilem. Mamo, moje przerośnięte ego nie pozwala mi na głupi telefon do Gabrysi. Nie potrafię schować dumy do kieszeni! A ja już nie potrafię bez niej. Nie umiem nic zrobić. Budzę się rano i pragnę znów zasnąć, bo jej nie ma obok... Co ja mam teraz zrobić?
Łzy spływały z wojtkowych policzków wprost na ciemne spodnie pani Włodarczyk. Był jak bezbronny mały chłopiec. Liczył, że mama mu pomoże, ale jak widać i ona miała mętlik w głowie. Kołysała syna w swoich ramionach próbując ukoić ból, jaki kłębił się w nim.
-Kochanie... - powiedziała czule. - Musisz z nią porozmawiać... Jestem twoją matką i widzę jak ją kochasz. Zadzwoń do niej, najlepiej jeszcze dziś...
-Tyle, że ja nie potrafię.
-Wojtek... Jeśli tego nie naprawisz, sama do niej zadzwonię.
-Mamo. Jestem już dorosły.
-Kiedy pierwszy raz przyjechałeś z Gabrysią do domu, ojciec powiedział mi, że chciałby, żeby kiedyś została naszą synową. - przyznała gładząc włosy syna. - Jeśli ją kochasz, przebacz jej. Każdy popełnia błędy, jesteśmy tylko ludźmi.
-Dziękuję ci. A teraz mogłabyś mnie zostawić samego? Chciałbym to sobie przemyśleć...
-Będę na dole. Zejdź jeszcze potem do nas...
Gabriela zaparkowała swój samochód naprzeciw rodzinnego domu siatkarza. Kiedy między nią a Wojtkiem wszystko było w porządku kochała przyjeżdżać do Andrychowa. Uwielbiała czuć tę rodzinną atmosferę, której, niestety, nie było wśród jej rodziny. W pokoju przyjmującego świeciła się mała lampka. Po chwili ujrzała przechodzącą przez pomieszczenie panią Dorotę, a później wychodzącego na balkon Włodarczyka. Z bólem serca przyglądała się jak chłopak odpala papierosa i siada na zimnych płytkach, podkurczając nogi. Gabriela wysiadła z samochodu i tak, by siatkarz jej nie zauważył, weszła na posesję państwa Włodarczyków. Zadzwoniła raz dzwonkiem do drzwi, a po chwili poczuła znajome ciepło. W przedpokoju ujrzała rodzicielkę Wojtka, której na widok dziewczyny, kamień spadł z serca.
-Dobry wieczór. - powiedziała niepewnie. - Przepraszam. Wiem, że jest wigilia, ale nie mogłam czekać. Mogłabym porozmawiać z Wojtkiem?
-Wejdź, kochana. Dobrze, że przyjechałaś, bo on nigdy nie odważyłby się do ciebie zadzwonić. Jest u siebie. Przyniosę wam zaraz gorącej herbaty.
Dziewczyna niepewnie weszła do środka, a następnie rozebrała się. Podziękowała pani Dorocie i kierując się na stare dębowe schody, na których tak lubiła siedzieć, udała się na piętro. Cicho zapukała do drzwi pokoju Wojtka. Były uchylone, ale nie chciała od razu wchodzić. Wolała poczekać na pozwolenie.
-Mamo, mówiłem ci, że chcę zostać sam. - powiedział cicho.
Gabriela weszła do pomieszczenia, jednak w środku nie było nikogo. Drzwi balkonowe nadal były otwarte. Stanęła w progu i dopiero po chwili spostrzegła jak Wojciech pośpiesznie gasił papierosa.
-Miałeś nie palić... - zauważyła.
-Gab? Co ty tu robisz? - zdziwił się na widok dziewczyny.
-Przyjechałam cię przeprosić i wszystko wyjaśnić.
Wojtek podniósł się i otrzepał spodnie, a następnie wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
-Zajdę po coś do picia. - powiedział. - Zaraz wrócę, dobrze?
Kiedy Wojciech wyszedł z pokoju, Gabriela rozglądnęła się po pomieszczeniu. Nic na poddaszu się nie zmieniło. Na półce koło łóżka stała czarna ramka, a w niej ich wspólne zdjęcie. Na parapecie leżała książka, której kiedyś dziewczyna zapomniała zabrać. Po kilku minutach przyjmujący wrócił z dwoma dużymi kubkami z herbatą.
-Z sokiem z malin, taka jak lubisz. - uśmiechnął się ciepło w kierunku dziewczyny.
-Dziękuję.
-Gabi...
-Nie, Wojtek, daj mi zacząć. To trudne, wiem. Ja żałuję, szczerze żałuję. Rozmawiałam z Kamilem i wszystko sobie wyjaśniliśmy. On przyznał, że zrobił to, bo po prostu ci zazdrościł, a ja, głupia, dałam się w to wciągnąć. Przepraszam cię za wszystko, choć wiem, że tu słowa nie wystarczą. Pragnę wszystko odbudować. Tylko to też zależy od ciebie...
-Kochanie. - usłyszała i zaraz przeszedł ją dreszcz. Wojtek podniósł jej podbródek i spojrzał w zapłakane oczy. - Chcę, żeby było tak jak kiedyś. Ale.. Dajmy sobie czas. Nie rzucajmy się od razu na głęboką wodę, bo znów się zachłyśniemy.
Gabriela nie do końca rozumiała słowa Wojtka. Spojrzała na niego pytającą miną. Stojąc przed nią lekko się uśmiechał. Chwilę później przymknął powieki i delikatnie pocałował szatynkę.
-Teraz rozumiesz? - zapytał.
-Teraz rozumiem.
***
hehe ;>
Mało Antoniny, ale to niedługo diametralnie się zmieni, bo Tośka sprawi Wam psikusa :p
Pozdrawiam,
Em.