Deszcz głośno stukał o ciemny parapet mieszkania Kamila Kwasowskiego. Sam właściciel od samego rana pił kawę za kawą, jakby tylko ona miała pomóc w całej sprawie. Niewiele spał. Od momentu kiedy wstał, przyglądał się pogrążonej we śnie Gabrieli. Dziewczyna siedziała skulona na samym krańcu kanapy, byle jak przykryta puchowym kocem, a spod jej przymkniętych powiek toczyły się ciemne strużki po rozmytym makijażu. Już nawet Kamila wykańczała ta cała sytuacja. Pragnął mieć Gabrielę tylko na wyłączność i mimo tego, że Wojciech był jego przyjacielem, miał cichą nadzieję, że wybór Husko padnie w końcu na niego.
-Dzwonił ktoś? - do uszu przyjmującego dobiegł cichy głos dziewczyny.
-Kto?
-Ktokolwiek... Tośka.. Wojtek..?
-Nie.
Gabriela delikatnie odłożyła koc na bok i zarzucając na siebie czarną bluzę bełchatowskiego klubu, która od dawna należała już do niej, udała się w stronę drzwi wyjściowych.
-Gab, gdzie ty idziesz? - zapytał, podążając za dziewczyną.
-Idę do siebie. Muszę ogarnąć parę spraw.
I już kiedy prawie zamykała drzwi, Kwasowski zatrzymał ją. Pociągnął brutalnie za rękę, że aż na niego wpadła. Jej czarne o ciągłego płaczu oczy wpatrywały się w beznamiętną twarz siatkarza. Pierwszy raz był w stosunku do niej tak chłodny. To uczucie było dla niej aż dziwne.
-Kamil...
-Gab, kurwa, jeśli ty myślisz, że ja odpuszczę to jesteś w dużym błędzie. Będę to powtarzał jak mantrę: tak miało być. Gab - chwycił jej twarz w swoje ogromne dłonie tak silnie, że przez ciało szatynki przeszedł ból - przecież ty mnie, kurwa, kochasz.
-Właśnie, kurwa - zaakcentowała - z każdą taką sytuacją zastanawiam się czy to naprawdę miłość.
Wyszła z klatki i w tym samym momencie naciągnęła na głowę kaptur zimowej kurtki. Sznurówki niedbale wcisnęła w buty, a następnie schowała ręce do kieszeni. Musiała wyglądać okropnie. Tak z resztą było. Jej twarz, schowana pod kosmykami ciemnych włosów, nie wyrażała żadnych emocji. Pragnęła w tej chwili położyć się do łóżka i zasnąć. Zapomnieć o problemach, które już dawno ją przerosły. Pochłonięta wspominaniem najlepszych chwil jej związku z Wojciechem nawet nie poczuła jak ktoś, kto ją mijał, trącił ją w ramię.
-Gab? - usłyszała, jednak nie odwróciła się. - Gab! Co jest? Gab, słyszysz mnie?
-Mat, daj mi spokój. - powiedziała spokojnie w kierunku kroczącego obok niej Sacharewicza. - Nie mam siły na pogadankę.
Środkowy zatrzymał się i tępo wpatrywał na oddalającą się postać dziewczyny. Takiej reakcji ze strony pracownicy działu marketingu, a prywatnie swojej dobrej koleżanki nie spodziewał się nigdy.
Piętnaście minut później Husko siedziała na parapecie w oknie czwartego piętra. Na kolanach trzymała arkusz opalonej beżowej kartki. Takiej, na której zawsze pisała listy z życzeniami świątecznymi. W prawej dłoni dzierżyła pióro i jakby bała się postawić choćby jedną literę, że ta może spowodować oszpecenie całego papieru. Antonino... napisała drżącą ręką. Po raz pierwszy pisała list do swojej przyjaciółki.. ha! wiedziała, była świadoma, że nie może już tak nazywać Iwanownej. Bo kiedyś obiecały sobie coś. Przyrzekły sobie, że nigdy, ale to przenigdy ich przyjaźni nie zagrozi żaden mężczyzna. A teraz? Na ich drodze stanęło ich aż dwóch.
Kiedy Wojciech skrupulatnie odrzucał połączenia od Kwasowskiego, Kamil walczył ze sobą. Wielokrotnie wybrał numer Kazanki i od razu rozłączał się karcąc się w myślach. Sam tak naprawdę już nie wiedział czego chce. Z Gabrielą oddalali się od siebie. Czuł to. Powoli dochodził do wniosku, że zauroczenie, które poczuł do Gabrieli, a pochopnie nazywał miłością, było spowodowane zazdrością. Tak bardzo zazdrościł Wojtkowi. Przecież Włodarczyk osiągnął niemal wszystko o czym on marzył - złoty medal Mistrzostw Polski, gra w Lidze Mistrzów, powołanie do reprezentacji, srebro na Uniwersjadzie w Kazaniu i w końcu to, co dla Kwasowskiego było najwyższym celem - miłość.
Uwiedzenie Gabrieli było zemstą. I może Bielszczanin poczuł coś do niej, z czasem przyzwyczaił się do jej nad wyraz częstej obecności, śmielszych gestów, ale najbardziej chciał zemścić się na przyjacielu...
*
Czerwony koc, na którym leżała usłyszał już chyba historię całego jej życia. Trzeci dzień po pamiętnej wizycie Bielszczan, a Iwanowna nadal nie opuszczała swoich czterech ścian. Nie wiedziała, którą godzinę już spędzała w sypialni. Może pierwszą, czwartą, dziesiątą? Nie liczyła czasu. Nie było jej go szkoda. Ból wziął górę. Ból duszy, ale też ciała. Od kilku dni nie czuła się najlepiej i nie wiedziała czym było to spowodowane.
-Straciłam już wszystko.. - westchnęła sama do siebie. - Nawet Wojtka.
To paradoksalne. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie było spotkania, na którym by sobie z przyjmującym Cuprum Lubin nie dogryzała, a teraz? Teraz byli najlepszymi przyjaciółmi... do czasu ostatniej rozmowy. Kazanka wielokrotnie próbowała nawiązać jakikolwiek kontakt z Włodarczykiem, jednak każda próba spalała na panewce. Z czasem uświadamiała sobie, że wszystko było jej winą. Gdyby nie pojawiła się na imprezie kończącej ostatni sezon PlusLigi, nie poznałaby Kamila, nie zwróciłaby na siebie jego uwagi, nie doszłoby do pocałunku z Wojtkiem i co najważniejsze - te pół roku wyglądałoby zupełnie inaczej.
Zarzuciła na siebie puchowy koc i wyszła na balkon. Ściemniało się. W oddali ujrzała oświetloną Halę Stulecia. Przypomniała sobie jak na początku mieszkania we Wrocławiu udała się tam na spacer z Kwasowskim. Z kieszeni czarnych dżinsów wyciągnęła komórkę. Podjęła decyzję. Szybko znalazła numer Wojtka i nacisnęła zieloną słuchawkę. Od razu połączenie zostało odrzucone. Powtórzyła próbę dwukrotnie. Za każdym razem Włodarczyk robił to samo. Kiedy Kazanka nie poddawała się, przyjmujący odebrał.
-Wojtek, musimy porozmawiać.
-Nie mam już o czym z tobą rozmawiać, nie możesz tego pojąć?
-Przyznaję, to wszystko moja wina, ale daj mi to wytłumaczyć...
-Iwa, miałaś swoją szansę. Zmarnowałaś ją. Teraz daj mi żyć dalej.
*
Czerwony koc, na którym leżała usłyszał już chyba historię całego jej życia. Trzeci dzień po pamiętnej wizycie Bielszczan, a Iwanowna nadal nie opuszczała swoich czterech ścian. Nie wiedziała, którą godzinę już spędzała w sypialni. Może pierwszą, czwartą, dziesiątą? Nie liczyła czasu. Nie było jej go szkoda. Ból wziął górę. Ból duszy, ale też ciała. Od kilku dni nie czuła się najlepiej i nie wiedziała czym było to spowodowane.
-Straciłam już wszystko.. - westchnęła sama do siebie. - Nawet Wojtka.
To paradoksalne. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie było spotkania, na którym by sobie z przyjmującym Cuprum Lubin nie dogryzała, a teraz? Teraz byli najlepszymi przyjaciółmi... do czasu ostatniej rozmowy. Kazanka wielokrotnie próbowała nawiązać jakikolwiek kontakt z Włodarczykiem, jednak każda próba spalała na panewce. Z czasem uświadamiała sobie, że wszystko było jej winą. Gdyby nie pojawiła się na imprezie kończącej ostatni sezon PlusLigi, nie poznałaby Kamila, nie zwróciłaby na siebie jego uwagi, nie doszłoby do pocałunku z Wojtkiem i co najważniejsze - te pół roku wyglądałoby zupełnie inaczej.
Zarzuciła na siebie puchowy koc i wyszła na balkon. Ściemniało się. W oddali ujrzała oświetloną Halę Stulecia. Przypomniała sobie jak na początku mieszkania we Wrocławiu udała się tam na spacer z Kwasowskim. Z kieszeni czarnych dżinsów wyciągnęła komórkę. Podjęła decyzję. Szybko znalazła numer Wojtka i nacisnęła zieloną słuchawkę. Od razu połączenie zostało odrzucone. Powtórzyła próbę dwukrotnie. Za każdym razem Włodarczyk robił to samo. Kiedy Kazanka nie poddawała się, przyjmujący odebrał.
-Wojtek, musimy porozmawiać.
-Nie mam już o czym z tobą rozmawiać, nie możesz tego pojąć?
-Przyznaję, to wszystko moja wina, ale daj mi to wytłumaczyć...
-Iwa, miałaś swoją szansę. Zmarnowałaś ją. Teraz daj mi żyć dalej.
Pik... Pik... Pik...
Już siódmy raz, kiedy żółto niebieska Mikasa lądowała poza granicami boiska lubińskiej hali. Niepokoiło to trenera Cretu, który już kilka dni wcześniej zauważył inne zachowanie Wojtka. Po zakończonym treningu Włodarczyk leżał na parkiecie i wpatrywał się w ciemny sufit.
-Kurwa!
Pragnął w tej chwili tylko jednego: pojechać do rodziców i zaszyć się w swoim pokoju na poddaszu. Chciał znów poczuć się małym chłopcem. Znów siedzieć pod ciepłym wełnianym kocem, którym okrywał go dziadek Julian w zimowe wieczory. Chciał znów powoli pić gorące kakao i pragnął znów zwierzyć się mamie, bo tylko ona potrafiła pomóc w takich sytuacjach. Tak bardzo już chciał świąt... Wiedział jednak, że przed nim dwa tygodnie ciężkiej pracy.
-Włodi. - usłyszał.
-Daj mi spokój.
-Co jest? - Łomacz wszedł na płytę boiska i kucnął przy przyjmującym.
-Nie chce mi się żyć.
-Co ty pierdolisz?!
-Gregor... Mam trochę na głowie.. Idź do domu, ja też zaraz spadam.
W mieszkaniu pojawił się na dwadzieścia minut przed godziną dwudziestą pierwszą. Pierwsze co zrobił to spojrzał na telefon, którego zapomniał zabrać ze sobą. Zaniepokoiło go dziesięć nieodebranych połączeń od Antoniny. Przecież dzień wcześniej rozmawiał z nią i jasno powiedział, że Kazanka zmarnowała swoją szansę. Nie przejął się tym jednak za bardzo, bo odłożył telefon, nie odpowiadając na próbę kontaktu dziewczyny. Dosłownie kilkanaście sekund później komórka znów dała o sobie znać.
-Tośka, mówiłem ci, że nie mamy o czym rozmawiać.
-Wojtek... mam problem.
-Ale mnie twoje problemy nie obcho... - Kazanka nie dała siatkarzowi dokończyć zdania, przerwała mu w pół słowa.
-Jestem w ciąży.
***
Wynagradzam Wam tak długie czekania na poprzedni rozdział.
Tak, zamiast się uczyć geografii (niestety rozszerzonej) piszę Idealnych :3
I jak teraz?
Pozdrawiam
Em!
Szczęśliwego Nowego Roku!
-Tośka, mówiłem ci, że nie mamy o czym rozmawiać.
-Wojtek... mam problem.
-Ale mnie twoje problemy nie obcho... - Kazanka nie dała siatkarzowi dokończyć zdania, przerwała mu w pół słowa.
-Jestem w ciąży.
***
Wynagradzam Wam tak długie czekania na poprzedni rozdział.
Tak, zamiast się uczyć geografii (niestety rozszerzonej) piszę Idealnych :3
I jak teraz?
Pozdrawiam
Em!
Szczęśliwego Nowego Roku!